Przy ustaleniu jej wysokości na poziomie 4,0 proc. (nie było to łatwe zadanie, Kruk czy Best w emisjach z 2015 r. płaciły po 3,3 pkt proc. marży, dopiero w 2023 r. ich wysokość przejściowo wzrosła; ale 4,0 pkt proc. oferowało Ghelamco) hipotetyczne obligacje dziesięcioletnie (hipotetyczne, bo dziesięcioletnich papierów nie oferowano wówczas i nie są oferowane również obecnie) zarobiłyby 55 proc. netto, czyli nieco poniżej skumulowanej inflacji (59–65 proc. w zależności od miesiąca). Papiery kupione cztery lata temu zarobiłyby nieco ponad 28 proc. netto, czyli z grubsza tyle co papiery indeksowane inflacją.
yle wyniosły maksymalne odsetki naliczane przez obligacje dziesięcioletnie kupione w 2015 r.
Warto jednak pamiętać, dlaczego tak się stało. RPP długo ociągała się z podwyżkami stóp procentowych (do jesieni 2021 r.), a nawet gdy je podniosła, stopa referencyjna i tak przez długie kwartały była niższa od wartości inflacji. Dopiero od 2024 r. stopa referencyjna przewyższa stopę inflacji, a tym samym obligacje korporacyjne przynoszą realne i wysokie dochody ich posiadaczom, co zresztą tłumaczy wzrost zainteresowania tym segmentem rynku w ub.r.
Czytaj więcej
Po uwzględnieniu podatku siła nabywcza pieniędzy ulokowanych w czteroletnich papierach indeksowanych inflacją spadła o 7–12 pkt proc. Dziesięciolatki realnie zarobiły 2,5–5,4 pkt proc.
Jeśli przyjąć, że modele ekonomiczne trafnie przewidują przyszłość, to jest stopniowy spadek inflacji, obecne warunki sprzyjają inwestycjom w obligacje. Powoli osuwająca się inflacja z jednej strony zapewni realne zyski posiadaczom papierów indeksowanym inflacją. Dla przykładu kupione w marcu ub.r. czterolatki wypłacą 6,55 proc. odsetek, czyli 5,3 proc. netto – dokładnie tyle, ile wyniosła inflacja w styczniu – a w kolejny rok wejdą z niezmienionym oprocentowaniem (inflacja plus 1,25 pkt proc. marży). Za rok jednak inflacja miałaby sięgać 3,2 proc., a później nadal spadać.