Nawet przy relatywnie niskim zadłużeniu netto deweloperzy potrzebują względnie wysokich wskaźników płynności, ponieważ wymaga tego od nich długi cykl biznesowy. Deweloperzy najpierw finansują zakup gruntów, dopiero później pojawiają się celowe kredyty bankowe i wpłaty klientów. W rezultacie deweloperzy mrożą gotówkę przez długi czas w jednym projekcie, a tymczasem gotówka lub finansowanie dłużne z obligacji są potrzebne do zakupu kolejnych gruntów. Cykl wydłuża się, kiedy deweloperzy wstrzymują wprowadzanie kolejnych projektów. Jeśli taka sytuacja zbiega się z okresem zapadalności obligacji, płynność staje się palącym problemem.
płynności gotówkowej – taką wartość uznajemy za niepokojąco niską w przypadku deweloperów.
Deweloperzy obecni na Catalyst rzadko schodzą z płynnością gotówkową poniżej wartości 0,5. Jeśli mogą spłacić od ręki mniej niż 20 proc. krótkoterminowych zobowiązań, warto bliżej przyjrzeć się sytuacji. Czasem ma ona charakter przejściowy i niemal zaplanowany (wówczas mogą się pojawić okazje do atrakcyjnych zakupów przecenionych obligacji), czasem bywa niestety sygnałem bliskiej utraty płynności. Przed laty takie właśnie sygnały z wyprzedzeniem wysyłał inwestorom Gant.
Czytaj więcej
III kwartał przyniósł dopiero pierwsze sygnały spowolnienia sprzedaży nowych mieszkań, a deweloperzy wciąż korzystali z efektów zwiększonej sprzedaży we wcześniejszych latach. Mimo to zadłużenie rosło, a gotówki ubywało.
W przypadku deweloperów, skazanych na długi cykl produkcji i rozliczeń, porównywanie zadłużenia do bieżącego rachunku wyników mija się z celem. Dlatego ważną miarą zadłużenia jest właśnie dług netto do kapitału własnego. Kryzys z początku poprzedniej dekady uwypuklił zagrożenia wynikające ze zbyt wysokiego udziału zewnętrznego finansowania w prowadzeniu działalności i dziś rzadko się zdarza, by deweloper mieszkaniowy pozwalał sobie na dług netto odpowiadający kapitałowi własnemu, nie wspominając o wyższych wartościach.