Samych ofert było równo dziesięć (plus dwie, które – choć rozpoczęte w czerwcu – zakończą się już w II półroczu), o trzy mniej niż w tym samym okresie ub.r. Za spadek łącznej wartości emisji odpowiada więc częściowo mniejsza liczba ofert, ale przede wszystkim zmniejszenie ich pojedynczej wartości ze średnio 45 mln zł do średnio 30 mln zł.
Chudsze portfele
Czy mniejsza wartość emisji oznacza spadek potrzeb emitentów? Raczej dostosowanie wartości ofert do możliwości rynku. W analogicznym okresie ub.r. wartość zapisów złożonych w jednej emisji sięgnęła 91 mln zł, w I półroczu tego roku było to niecałe 56 mln zł. I gdybyśmy rozszerzyli okres obserwacji na cały ub.r., łatwo byłoby się przekonać, że w istocie słabnący popyt na obligacje korporacyjne oferowane inwestorom indywidualnym widoczny był już od jesieni. W II półroczu ub.r. wartość zapisów w dziesięciu emisjach spadła właśnie do 30 mln zł, począwszy od września wartość żadnej emisji (do końca roku) nie przekroczyła 25 mln zł, mimo że wcześniej „pięćdziesiątki” były najczęściej spotykaną wartością oferty.
W tym samym czasie – po rekordowej sprzedaży w wakacje 2022 r. – spadło także zainteresowanie inwestorów obligacjami oszczędnościowymi. Można wręcz mówić o załamaniu sprzedaży – z 14 mld zł w czerwcu do nieco ponad 2 mld zł w każdym z miesięcy IV kwartału. Z braku innego wytłumaczenia możemy więc przyjąć, że inwestorzy wystraszyli się wizji nadchodzącego kryzysu i niechętnie rozstawali się z gotówką.
Ten trend zaczął się zmieniać w ostatnich miesiącach. Emitenci podnieśli oferowane marże, a inwestorzy szerzej otworzyli portfele, kiedy najczęściej oferowanym oprocentowaniem stało się 12,4 proc. (WIBOR plus 5,5 pkt proc.). W I półroczu tylko jedna tego typu emisja nie zakończyła się redukcją zapisów, podczas gdy w II półroczu ub.r. tylko pięć na dziesięć ofert zakończyło się pełnym powodzeniem i redukcją zapisów.