Tylko połowa funduszy obligacji korporacyjnych ma ustalony benchmark, do którego możemy porównywać ich wyniki. Z kolei wyniki funduszy, które ustaliły dla siebie wartość referencyjną, są dalekie od swoich punktów odniesienia. Mówiąc krótko – wyniki funduszy rozczarowują nie tylko ich uczestników, ale także twórców ich strategii.
Rywal na horyzoncie
Wprowadzenie od oferty obligacji oszczędnościowych indeksowanych stopą referencyjną rodzi pytanie, czy – z punktu widzenia inwestora indywidualnego – w ogóle jest sens lokowania środków w funduszach dłużnych?
Przypomnijmy – dwuletnia obligacja Skarbu Państwa oferuje 5,5 proc. w pierwszym miesiącu inwestycji, a w kolejnych śledzi stopę referencyjną powiększoną o 25 pkt baz. Takie warunki są nie tylko lepsze od aktualnych wyników funduszy dłużnych (nie tylko obligacji korporacyjnych) – to często warunki lepsze od tych stawianych przez benchmarki. Zatem inwestor na neutralnym rynku osiągnąłby lepszy wynik, inwestując w obligacje oszczędnościowe niż w fundusze dłużne już na etapie definicji strategii tych funduszy. I to nie ponosząc ryzyka stopy procentowej i ograniczając ryzyko kredytowe do ratingu Skarbu Państwa, czyli najniższego możliwego.
Zmiana nadejdzie
Oczywiście warunki, które doprowadziły fundusze do strat, nie utrzymają się w nieskończoność. Kiedyś sytuacja zacznie się odwracać, a wówczas stopy zwrotu funduszy pobiją w cuglach oprocentowanie obligacji oszczędnościowych, nawet tych indeksowanych inflacją (za chwilę dających prawie 16 proc. odsetek!). Ceny obligacji zaczną rosnąć, a rentowność spadać. Nie wiadomo, z jakiego poziomu rozpocznie się korekta i kiedy nastąpi. Znamy tylko warunki, które powinny do tego doprowadzić (zatrzymanie i spadek inflacji).