Greccy biznesmeni, z którymi miałem okazję się spotkać, podchodzą do panującej sytuacji z dużą dozą realizmu, zdając sobie sprawę z tego, że nim nadejdą lepsze czasy, sytuacja ulegnie jeszcze pogorszeniu. Nawet media zauważają, że niezależnie od tego, kto wygra wybory 17 czerwca, i tak nie dostaną wystarczającego mandatu do wprowadzenia zmian.
W klasycznym akcie zaprzeczenia Greccy politycy wciąż uważają, że ktoś się z nimi liczy i są w stanie decydować o następnych krokach Grecji. Być może jest to prawda, ale tylko wtedy, kiedy zaproponują wiarygodną alternatywę dla obecnego impasu. Kilku ludzi, z którymi rozmawiałem, mówi otwarcie, że nie interesuje ich, kto wygra – byleby zrobili, co trzeba. Niestety dodają również, że żadna z obecnych partii ani potencjalnych koalicji nie dostanie wystarczającego poparcia, by wprowadzić potrzebne zmiany.
Obserwując obecną sytuację i słuchając Greków, na myśl przychodzą mi dwie tezy:
Wielu Greków wydaje się wierzyć, że czekają ich trzecie i ostateczne wybory jeszcze w tym roku – w dalszym ciągu jest za wcześnie na wprowadzenie realnych zmian. Taki stan rzeczy wpisuje się w mój trój-etapowy model kryzysu (zaprzeczenie, protest, mandat do zmian) – ostatni etap jest nad wyraz gwałtowny i zapewne nadejdzie w czwartym kwartale tego roku.
Niektórzy twierdzą, że koalicję utworzyć mogą PASOK i Syriza. Wygląda na to, że na początku lat 80-tych PASOK, na którego czele stał Papandreou, przekuł podobną sytuację w koalicję kierowaną przez PASOK.