Innowacje? Mamy mało powodów do zadowolenia

Polska jest poza czołówką krajów o największej innowacyjności – ocenia Światowa Organizacja Własności Intelektualnej. Ale wiemy, w czym tkwią nasze słabe punkty, a biznes może je przeskoczyć.

Aktualizacja: 11.02.2017 11:58 Publikacja: 25.09.2013 06:00

Aleksandra Sroka, młodszy partner, The Boston Consulting Group

Aleksandra Sroka, młodszy partner, The Boston Consulting Group

Foto: Lamus Antykwariaty Warszawskie

Porównanie potencjału innowacyjności krajów nie jest łatwym zadaniem. Zawsze powstają wątpliwości, jakie kryteria uwzględnić i jakie wnioski z nich wypływają. Jeśli uznalibyśmy, że na innowacyjność kraju najsilniej wpływa poziom alfabetyzacji, to pierwsze miejsca rankingu zdominowałyby bogate kraje, na czele ze Szwajcarią. Jeśli przyjęlibyśmy, że najważniejszym kryterium jest liczba patentów, to na pierwszym miejscu znalazłaby się Japonia.

Ciekawe i bardzo kompleksowe podejście do mierzenia innowacyjności krajów opracowała Światowa Organizacja Własności Intelektualnej (World Intelectual Property Organization – WIPO) we współpracy z nowojorskim Cornell University oraz francuską szkołą biznesową INSEAD, tworząc metodologię na potrzeby rankingu Global Innovation Index. Zamiast brać pod uwagę średni poziom edukacji, autorzy rankingu spoglądają na pozycję trzech najsilniejszych uczelni, uznając, że to wybitne ośrodki akademickie są źródłami innowacyjności. Podobnie, zamiast patrzeć na ogólną liczbę patentów, zwracają uwagę tylko na te, które zostały zarejestrowane w co najmniej 3 krajach, uznając to za dowód, że za patentem stoi wartościowa technologia. Autorzy rankingu zwracają też uwagę na znaczenie zagłębi innowacji, czyli miast lub całych regionów, które pełnią rolę inkubatorów nowych wynalazków, pomysłów i koncepcji. Obok amerykańskiej Doliny Krzemowej, regionu Badenii i Wirtembergii w Niemczech czy Seulu w Korei Południowej, takie clustry powstają w Chinach (prowincja Guangdong), Izraelu, Brazylii czy Indiach.

Jak w rankingu innowacyjności wypada Polska? Mamy kilka powodów do dumy – zostaliśmy wyróżnieni za to, że pomimo kryzysu zwiększaliśmy inwestycje w badania i rozwój. Od 2008 r. wydatki polskich przedsiębiorstw na obszar R&D wzrosły o 36 proc. i pod tym względem na świecie wyprzedziły nas tylko Węgry, Słowenia i Estonia.

Na tym jednak powody do zadowolenia właściwie się kończą. W globalnym rankingu innowacyjności Polska znalazła się na 49. miejscu – 5 pozycji niżej niż w poprzedniej edycji. Jesteśmy też na szarym końcu w rankingu państw członkowskich Unii Europejskiej. Autorzy rankingu punktują słabości naszego kraju: niewielką liczbę absolwentów kierunków ścisłych i technicznych, brak systemu mikrofinansowania oraz relatywnie niską liczbę start-upów. Wskazują też, że niewielu Polaków podchodzi do egzaminu GMAT, który jest przepustką na najlepsze międzynarodowe studia biznesowe oraz programy MBA (chociaż jednocześnie ci, którzy do GMAT podchodzą, osiągają zwykle bardzo dobre wyniki). Brakuje nam też zagłębi innowacji, które łączyłyby ośrodki naukowe i biznes, w których rodziłyby się pomysły, nowe produkty, usługi i firmy.

Raport WIPO wyraźnie pokazuje, że pozycja Polski w świecie innowacji nie jest najmocniejsza, ale nie możemy rezygnować z naszych ambicji w tym obszarze. Wielokrotnie już udowadniano, że właśnie biznesowe wdrażanie nowych koncepcji tworzy największą wartość w gospodarce i ma decydujący wpływ na poprawę jakości życia ludzi.

W jaki sposób firmy i władze w Polsce mogą zwiększać innowacyjność kraju? Mamy kilka propozycji:

• Najpierw rozwój. Polskie firmy powinny skupiać się przede wszystkim na usprawnianiu i doskonaleniu procesów oraz szukaniu rozwiązań wspólnie z partnerami biznesowymi. Dobrym przykładem takiego działania jest współpraca pomiędzy chemiczną grupą Azoty a grupą meblarską Nowy Styl z Krosna, jednym z największych w Europie producentów krzeseł. Współpraca obydwu firm doprowadziła do tego, że firma chemiczna opracowała dla swojego klienta wysokozaawansowane tworzywa, wykorzystywane do produkcji krzesełek stadionowych. Krzesła Nowego Stylu znalazły się nie tylko na polskich stadionach zbudowanych na Euro2012, ale także na mundialowych stadionach w Republice Południowej Afryki.

• Otwarty research. Nasze firmy potrzebują nowych, świeżych pomysłów, ale naszego biznesu nie stać na tworzenie własnych centrów badań i rozwoju o takim formacie, jakie mają najbardziej innowacyjne firmy świata – na przykład koncern chemiczny BASF. Ta niemiecka firma posiada na świecie 70 centrów R&D, w których zatrudnia 10 tys. pracowników. Dzięki ich pracy BASF tylko w 2011 r. zgłosił 1050 nowych patentów, zajmując pod tym względem pierwsze miejsce w globalnym sektorze chemicznym.

Polskich firm nie byłoby stać na zbudowanie takiej infrastruktury innowacji, dlatego powinny się otworzyć na poszukiwanie pomysłów i rozwiązań poprzez międzynarodowe konkursy czy crowdsourcing. Tutaj źródłem inspiracji może być inicjatywa koalicji Saving Lives at Birth, która powstała jako odpowiedź na zagrożenie życia i zdrowia kobiet podczas porodów. Koalicja, do której weszły m.in. Fundacja Billa i Melindy Gates, USAID oraz Grand Challenges Canada, ogłosiła międzynarodowy konkurs, którego zwycięzcy mogli wygrać po 250 tys. dol. za propozycje, które pomogą chronić rodzące kobiety. Ale zamiast zapraszać do niego wyłącznie światowej sławy naukowców, koalicja nadała mu formułę otwartą i pomysły mógł zgłaszać każdy.

Najlepsze rozwiązania przyszły rzeczywiście z nieoczywistych źródeł. Autorem jednego z nich jest mechanik z Argentyny, Jorge Odon, którego zainspirował trik, jaki zobaczył na filmiku z YouTube. Wymyślone przez niego narzędzie, niezwykle proste i tanie, pozwala przyspieszyć i usprawnić przebieg porodu, ograniczając ryzyko komplikacji zdrowotnych u kobiet. – Jorge Odon i stworzone przez niego narzędzie przejdzie do historii i uratuje tysiące kobiet – stwierdziła Margaret Chan, dyrektor generalna Światowej Organizacji Zdrowia (WHO).

• Start-up w DNA miasta. Ten postulat jest skierowany w równym stopniu do władz administracyjnych, jak i biznesu i nawiązuje do inicjatywy, którą przed rokiem w Londynie uruchomił światowy gigant innowacji, czyli Google. W siedmiopiętrowym budynku industrialnym we wschodniej części miasta Google stworzył Campus, czyli wielkie centrum start-up. Kilka pięter zajmuje open space z biurkami, które może zająć każdy, kto ma pomysł na biznes i ok. 300 funtów miesięcznie na pokrycie kosztów wynajmu. Na pozostałej przestrzeni znajdują się sale konferencyjne, w których ciągle organizowane są konferencje, spotkania, warsztaty, biznes-mixery oraz burze mózgów. Wszystko po to, żeby ludzie o różnych pomysłach i kompetencjach mogli się z sobą poznać, dyskutować o wymyślonych projektach, tworzyć zespoły i przeobrażać się w firmy. Mają na to kilka miesięcy – po tym czasie muszą znaleźć sobie biuro poza Campusem i zacząć działać na rynku. Czy taki pomysł inkubatora nowych firm się sprawdził? W ciągu jednego roku w Campusie odbyło się 850 wydarzeń, w których uczestniczyło w sumie 60 tys. osób. Każdego dnia pracuje tam ponad 100 start-upów. Polskie miasta – Warszawa, Poznań, Wrocław, Kraków, Gdańsk – też potrzebują swoich campusów. Miejsc, gdzie studenci automatyki, elektrotechniki czy architektury mogą spotkać się ze studentami socjologii, ekonomii i dziennikarstwa, wspólnie opracować model biznesowy, a potem znaleźć inwestora, którego wsparcie pozwoli im odnieść biznesowy sukces.

Wykorzystajmy wnioski WIPO i poszukajmy sposobów na to, żeby pokonać, przeskoczyć lub obejść przeszkody na drodze polskich firm do innowacyjności. Jesteśmy na to gotowi!

Komentarze
Zamrożone decyzje
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Komentarze
Co martwi ministra finansów?
Komentarze
W poszukiwaniu bezpieczeństwa
Komentarze
Polski dług znów na zielono
Materiał Promocyjny
Cyfrowe narzędzia to podstawa działań przedsiębiorstwa, które chce być konkurencyjne
Komentarze
Droższy pieniądz Trumpa?
Komentarze
Koniec darmowych obiadów