Pod koniec ubiegłego roku nastroje trudno było nazwać hurraoptymistycznymi. Dominowała raczej ostrożność i przekonanie, że dobrze będzie postawić na obligacje, które będą tegorocznym „pewniakiem” z uwagi na rozpoczęcie cyklu luzowania polityki monetarnej w głównych gospodarkach.
Rzeczywistość trochę rozminęła się z oczekiwaniami, nie pierwszy zresztą raz. Obligacje gros swoich zysków skonsumowały już pod koniec 2023 roku, wyceniając rychłe obniżki stóp, które w obecnym roku rozpoczęły się jednak później od założeń. Od zdecydowanie lepszej strony pokazał się rynek akcji i to szczególnie amerykański. Jest on na dobrej drodze, by po raz kolejny zdeklasować konkurencję i to w niewidzianym od lat stylu. Wall Street, która rok temu do tanich rynków z pewnością nie należała, stała się jeszcze droższa.
Szczególnie zawiedli się ci, którzy stawiali na rynek polski. Tych z kolei nie brakowało, gdyż miniony rok kończyliśmy ze sporymi nadziejami związanymi z pozytywnie odebranym wynikiem wyborów parlamentarnych. Nad Wisłą cichym zwycięzcą w praktyce okazał się dług zmiennoprocentowy, szczególnie w wersji związanej z obligacjami korporacyjnymi. To w ich spektrum można mówić o dwucyfrowych zyskach, podczas gdy WIG od kilku miesięcy buksuje wokół wzrostów o połowę mniejszych. Nie można jednak powiedzieć, że krajowe akcje poniosły sromotną porażkę. Po uwzględnieniu dywidend średnie i małe spółki przyniosły bowiem zyski większe od indeksu stałokuponowych obligacji. Zysk ten jednak wielkością nie grzeszy, szczególnie w porównaniu z możliwymi alternatywami.
Można powiedzieć, że polski inwestor po raz kolejny dostał lekcję pokory. Gdyby ktoś rok temu stworzył sobie planszę z indeksem S&P 500, złotem i bitcoinem, to niezależnie w co trafił rzutką, zarobił kilkukrotnie więcej niż na krajowych akcjach. To jednak zakład czysto hipotetyczny, gdyż przeciętny Kowalski już dawno odwrócił się do GPW plecami i mijający rok tego nie zmienił. Mowa między innymi o napływach do funduszy, które konsekwentnie omijają krajowy rynek akcji szerokim łukiem.
Co przyniesie nowy rok? Konsensus stawia na kontynuację dominacji Ameryki pod wodzą Donalda Trumpa demolującego inne parkiety wojnami handlowymi. Przyjmując kontrariański pogląd, można więc być umiarkowanym optymistą. Stary Kontynent, w tym szczególnie Polska, powinni bowiem najwięcej skorzystać na możliwym zakończeniu konfliktu na Ukrainie. Z kolei w Azji Chiny przygotowują się na starcie z USA i z problemami, ale jednak rozkręcają pakiet stymulujący gospodarkę. Być może więc za 12 miesięcy będzie można napisać, że mijający rok po raz kolejny był zaskakujący...