Tym, co w ostatnim czasie cieszy się na naszym parkiecie coraz większym powodzeniem, są instrumenty pochodne. Są to, jak sama nazwa wskazuje, instrumenty opiewające na inne aktywa (akcje, towary, waluty, indeksy giełdowe). Charakteryzuje je fakt, że inwestowaniu za ich pomocą towarzyszy dźwignia finansowa.
Najprostszą i najstarszą formą inwestowania na GPW z wykorzystaniem dźwigni finansowej jest kupno akcji na kredyt. W niektórych przypadkach biura maklerskie za pośrednictwem banków udzielały inwestorom kredytu, który 10-krotnie przekraczał ilość posiadanych pieniędzy. Mając 10 tys. zł można było więc kupić akcje o wartości 110 000 zł. Gdybyśmy kupili papiery wartościowe tylko za posiadane pieniądze, które następnie wzrosłyby o 10% to zarobilibyśmy także 10%, czyli 1 tys. zł. Gdybyśmy natomiast zdecydowali się na zakup za całą dostępną kwotę (110 000 zł), to wzrost akcji o 10%, oznaczałby, że nasz rachunek powiększył się o 11 000 zł. Po sprzedaży papierów, spłacimy kredyt, który z odsetkami wynosi np. 101 000 zł. Oznacza to, że zostaniemy z pierwotnymi 10 000 zł, plus 10 000 zł, które zarobiliśmy (zarobiliśmy 11 tys. zł, ale załóżmy że 1 tys. zł to odsetki od kredytu). Mimo że akcje wzrosły o 10%, dzięki dźwigni finansowej powiększyliśmy początkowy kapitał aż o 100%. Należy jednak pamiętać, że w ten sam bardzo prosty i szybki sposób można stracić 100%, a czasami nawet i więcej.
Podobnie zjawisko towarzyszy instrumentom pochodnym, wśród których znajdują się kontrakty terminowe na akcje spółek. Obecnie spekulant na GPW, który zastanawia się nad kupnem akcji Telekomunikacji Polskiej, może po prostu kupić te papiery za posiadaną gotówkę lub nabyć na nie kontrakt terminowy. Wszystkie kontrakty mają ściśle określony standard. Oznacza to, że np. kupno jednego na Telekomunikację, odpowiada zakupowi 500 akcji. Taka liczba walorów operatora telefonicznego jest obecnie warta 7000 zł (jedna akcja kosztuje 14 zł). Jeżeli zdecydowalibyśmy się na kontrakt terminowy, to zamiast owych 7000 zł, musielibyśmy wpłacić około 600 zł (kwota ta określana jest pojęciem depozytu zabezpieczającego). Nie wnikając w szczegóły codziennego rozliczania tych instrumentów, gdyby cena akcji podskoczyła o 10%, do 15,4 zł, my zarobilibyśmy 700 zł. W stosunku do kwoty zainwestowanej w akcje jest to 10%, ale w stosunku do depozytu zabezpieczającego (w przypadku kontraktu terminowego) zysk wyniósłby 116%. Podobnie jednak jak w przypadku kredytu, tak i tutaj dźwignia może działać na naszą niekorzyść. Jeżeli nie zachowamy pewnych zasad, to straty mogą przewyższyć zainwestowaną kwotę.