Wraz z rozpoczęciem nowego roku instrumenty te traktowane są na równi z pozostałymi pochodnymi, co powinno przyciągnąć do nich nowych inwestorów. Zważywszy że stanowią świetną alternatywę do spekulowania podczas trendu bocznego na GPW, warto się bliżej nimi zainteresować.
Na Giełdzie Papierów Wartościowych notowane są kontrakty terminowe na kursy euro i dolara amerykańskiego wyrażone w złotych. Dzienny wolumen raczej nie przekraczał do tej pory kilkunastu sztuk, a otwarte pozycje łącznie na wszystkich seriach danej klasy nigdy, w pięcioletniej historii tych instrumentów, nie przekroczyły 1000 kontraktów. Niska płynność oraz dodatkowe obciążenie w postaci niejasnej sytuacji podatkowej sprawiały, że na rynku nie pojawiali się nowi inwestorzy.
Alternatywa dla innych pochodnych
To drugie obciążenie straciło obecnie na znaczeniu, co może przyciągnąć do tych instrumentów szersze grono inwestorów. Warto włączyć je do grupy obserwowanych papierów, gdyż niejednokrotnie podczas marazmu na rynku kasowym na GPW, na rynkach walutowych panowały wyraźne trendy, a dzięki omawianym instrumentom można było czerpać z nich korzyści. Wystarczającym dowodem niech będą ostatnie dwa lata notowań euro. Przez cały ten czas trwał tu trend wzrostowy, który zwiększył kurs instrumentu z 360 zł do 470 zł. W tym samym czasie, z pominięciem drugiej połowy 2004 roku, WIG20 znajdował się w męczącym trendzie bocznym. Gdyby na początku 2002 roku na GPW były notowane kontrakty na kurs euro i indeks WIG20 z datą wygaśnięcia w grudniu 2004 roku, to inwestor, który trzymałby je przez cały ten czas, zarobiłby na kontrakcie walutowym 11 000 zł (około 1000% w stosunku do depozytu zabezpieczające z początku stycznia), a na kontrakcie indeksowym 2400 zł (około 300%).
Oznaczenie i miesiące wykonania