Analiza to 30 proc. sukcesu. Reszta to psychika i zarządzanie kapitałem

Tomasz Wiśniewski | Z głównym analitykiem Alpari rozmawia Piotr Zając

Aktualizacja: 24.06.2016 08:57 Publikacja: 24.06.2016 06:00

Analiza to 30 proc. sukcesu. Reszta to psychika i zarządzanie kapitałem

Foto: Archiwum

Jak wyglądały pana początki na rynkach finansowych? Skąd w ogóle zainteresowanie tematyką i obranie właśnie takiej ścieżki zawodowej?

Kończąc studia niezwiązane w ogóle z finansami, nie sądziłem, że tak właśnie potoczy się moja ścieżka zawodowa. Od początku starałem się jednak, aby praca była moim hobby i by nigdy nie narzekać na poniedziałki. Fascynacja inwestowaniem przyszła w miarę szybko, kiedy postanowiłem zrobić coś ze swoimi pierwszymi poważnymi oszczędnościami. Postawiłem sobie za cel, że nauczę się inwestować. Stało się to moim zainteresowaniem, pasją i hobby. Mogę powiedzieć, że edukację zacząłem z przytupem, przeczytałem chyba każdą dostępną książkę na temat inwestowania. Skończyłem kilka kursów i ochoczo przystąpiłem do pomnażania swoich oszczędności. Początki były typowe, mnożyłem je bardziej przez 0,6 niż przez 2. Ale to zmotywowało mnie jeszcze bardziej do nauki, a dyscyplina i konsekwencja w miarę szybko pozwoliły na regularne osiąganie dodatniej stopy zwrotu. Kończąc jedną ścieżkę zawodową, postanowiłem, że teraz pora na pracę na rynku. Byłem pewny swojej wiedzy i umiejętności, szybko dostałem szansę na wykazanie się od Andrzeja Tomczyka z Admiral Markets.

W swoich analizach posługuje się pan głównie analizą techniczną. Czy to podejście może być źródłem rynkowej przewagi?

Analiza techniczna (AT) jest źródłem przewagi rynkowej sama w sobie. To, co powoduje, że nie każdy na tym zarabia, jest nasza psychika i cała otoczka inwestowania, jak chociażby zarządzanie kapitałem. AT jest narzędziem ostrym i skutecznym. Ale zyski trzeba sobie umiejętnie odkroić. Trzeba się tym narzędziem umiejętnie posługiwać. Nie można otwierać pozycji na podstawie, powiedzmy, RSI i ATR, a po stracie odgrywać się dwa razy większą pozycją, dokładając do tego CCI. Ktoś straci i powie, że AT nie działa, a tak naprawdę powinien winić siebie i marne zarządzanie ryzykiem. Technika jest skuteczna, ale niestety na instrumentach płynnych. Na NewConnect nawet nie przyszłoby mi do głowy ją stosować. Technika często się też myli. Przy umiejętnym zarządzaniu kapitałem (money management, MM) wystarczy nam jednak, aby dawała w 51 proc. dobre wskazania. Nawet lepiej, niektórzy mogą zarabiać, mając rację w 20 proc. transakcji. AT całe szczęście ma rację znacznie częściej, trzeba jednak umieć to wykorzystać. Niestety, wiele elementów AT jest subiektywnych w odbiorze, a w naszej głowie już tylko czekają chochliki, aby wszystko zepsuć, i tam należy szukać przyczyn, czemu nasze konto może być czasem na minusie.

Czy ma pan ulubiony zestaw narzędzi, który stosuje do analizy wykresów?

Strategia składa się z wyszukiwania układów o większym prawdopodobieństwie sukcesu. Otwierasz wykres i jest 50/50. Ale widzisz trend, grasz więc z trendem, widzisz formację świecową, formację cenową, odbicie od wsparcia/oporu i jakąś geometrię. Wszystkie elementy wskazują na jedną stronę. Wtedy wchodzę na rynek, a jak nie, to grzecznie czekam. Wiem, że dla mojej strategii jest to pewniak. Ale dla rynku, nawet gdy wszystkie znaki na niebie i ziemi wskazują jedną stronę, to w rzeczywistości jest to 60/40. Generalnie jest to szeroko pojęte price action. Nie używam wskaźników czy oscylatorów, są one opóźnione i działają albo w trendach, albo w ruchu bocznym. Price Action działa wszędzie i zawsze.

Często typuje pan spółki do portfela „Parkietu" lub tworzy zestawienia atrakcyjnych firm z zagranicy. Jak wygląda proces takiej selekcji?

Mam kilka swoich ulubionych, sprawdzonych rodzynków, które są ze mną już od dobrych kilku lat. Takie spółki jak Vistula, KGHM czy Trakcja zarówno dawały zarobić mi w prywatnym portfelu, jak i dobrze sprawdzały się jako rekomendacje. Mam grupę 20–30 spółek, spośród których wyszukuję okazji, są to mocne fundamentalnie okazy, które od czasu do czasu dokładają interesującą sytuację techniczną.

Załóżmy, że jestem technikiem i stosuję pańskie podejście w inwestowaniu. Jakiej skuteczności mogę się spodziewać?

Rekomendacje i trading to, niestety, dwie różne sprawy. Można dać dobrą rekomendację, która przez pierwszy tydzień czy miesiąc wygląda świetnie. Taką pozycję w tradingu trzeba doglądać i „pielęgnować". Przychodzi na rynku odwrót i w tradingu taką pozycję zamykamy, inkasując zysk. Rekomendacja nam jednak zostaje i „wisi", doczekując się straty. Może się też zdarzyć, że jedna świetna rekomendacja spółki, która podwaja swoją rynkową wartość, niweluje siedem nietrafionych strzałów. Wszystko zależy od zarządzania pozycją, czego w rekomendacjach się nie robi. W poprzednich firmach prowadziłem dwa programy live tradingowe. Nasze rekomendacje były pozytywne, a oba konta na plusie, i to przewyższającym takie benchmarki jak szerokie indeksy czy inwestycje w złoto czy dolara, nie mówiąc już o standardowych lokatach. Ci, którzy kopiowali nasze sygnały, mogli się cieszyć podobnymi wynikami.

Jak pana zdaniem powinno się rozwiązać odwieczny dylemat – analiza techniczna czy analiza fundamentalna? Ile techniki, a ile fundamentów powinno się stosować w procesie decyzyjnym?

Według mnie nie ma to znaczenia, gdyż każdy rodzaj analizy to jakieś 30 proc. sukcesu. Reszta to psychika i zarządzanie kapitałem – i tam trzeba kierować uwagę. A to, czy ktoś otwiera pozycję, bo sądzi, że PKB Kanady będzie obniżone przez pożary roponośnych regionów, albo dlatego, że formacja wiewiórki siedzącej na ramieniu klauna działa, to jest sprawa drugorzędna. Każdy z nich przegra, jeśli nie będzie umiejętnie zarządzał portfelem.

Co oprócz samej analizy wykresów i zarządzania kapitałem uważa pan za składowe skutecznego inwestowania?

Tak jak wspomniałem, należy nauczyć się przede wszystkim kontrolować emocje. Należy się nauczyć zasad kontroli ryzyka. Należy nauczyć się siebie. Naszych reakcji na stres, na euforię i przygnębienie, a już najważniejsze jest nauczenie się przyznawania do własnych błędów. Dopiero wtedy będziemy mogli wyciągać z nich lekcje. Bez tego kolejne lata przed wykresami będą okresem straconym. Mój dobry przyjaciel, który zaczął grać na kontraktach na W20 już na początku liceum, osiąga cały czas rewelacyjne wyniki na GPW pomimo tego, że nie tracił czasu na encyklopedyczną wiedzę o AT. Ma za to psychikę prawdziwego inwestora i to powoduje, że ma permanentnie dodatnią stopę zwrotu.

Prowadził pan mnóstwo szkoleń i miał styczność z wieloma inwestorami, o różnym poziomie zaawansowania. Jaki z tych doświadczeń wyłania się profil polskiego tradera? Czy są oni odpowiednio przygotowani do tego fachu?

Poznałem setki, jeśli nie tysiące traderów z całej Polski. Krzepiące jest, że wielu z nich chce się uczyć. Przygnębiające jest jednak, że szukają wiedzy niemal na oślep. Nie wiedzą, niestety, komu mogą zaufać, przez co często tracą dużo pieniędzy i czasu. Traderzy są zdeterminowani, jednak przywiązują przesadnie dużą wagę do systemów i strategii. Zawsze najmniej ludzi jest na szkoleniach z psychologii i money management. A przecież to najważniejszy element. Przy takim zestawieniu faktów statystyki Komisji Nadzoru Finansowego mnie nie dziwią.

Czy pana zdaniem można wyszkolić dobrego tradera?

Pewnie. Prowadziłem program mentorski i miałem takie przykłady z pierwszej ręki. Trader musi tylko chcieć. Musi się temu w całości poddać oraz musi być maksymalnie skoncentrowany na celu. Inaczej staje się to tylko hobby.

Czy zgadza się pan z obserwacją, że AT, jako technika analityczna i inwestycyjna, wciąż jest niedoceniana i kojarzona raczej z wróżeniem z fusów, a mniej ze statystyką i szacowaniem ryzyka?

Dla mnie każdy inwestor naprawdę może mieć inne podejście, jeden może inwestować na podstawie horoskopu, inny – analizy P/E, formacji surykatki albo kropek Fed i każdy z nich może zarabiać, bo tak jak mówiłem, nie to jest kluczem. Analiza techniczna może mieć złą prasę z dwóch powodów. Po pierwsze, faktycznie wiele jest instrumentów opóźnionych czy nieskutecznych. Przykładem dla mnie są wstęgi Bollingera, zupełnie bezużyteczne narzędzie. Po drugie, zła prasa może tworzyć się przez nieumiejętny trading. Komuś wydaje się, że widzi RGR, wchodzi i zalicza stratę, a tak naprawdę o RGR nie mogło być mowy, ale złe wrażenie pozostaje.

Jakie jest pana zdanie na temat automatyzacji handlu? Zaprogramowany robot inwestycyjny jest pozbawiony największego ciężaru, o którym pan tu wspomina, czyli emocji...

Duże fundusze i firmy tradingowe, w których część, jeśli nie całość, handlu robią automaty, nie mogą się mylić. Stosują algorytmy i zarabiają. Jest to jednak inny poziom. Tam pracują najlepsi spece od informatyki. Dodatkowo te roboty są cały czas modyfikowane, doglądane i dostosowywane do obecnej sytuacji rynkowej.

Na poziomie tradera detalicznego stworzenie robota uniwersalnego jest trudne. Moim zdaniem łatwiej będzie dostosować swoją psychikę do handlu, niż napisać takiego robota. Ale to może być indywidualna kwestia. O automatach z serwisów aukcyjnych radzę zapomnieć, a ja w swojej karierze nie spotkałem detalisty, który włącza rano robota, popijając kawę, nic nie robi cały dzień, aby wieczorem podliczyć tylko wypracowany zysk, zajadając kawior.

W trakcie tej rozmowy nie znamy jeszcze wyników czwartkowego referendum na Wyspach. Bez względu jednak na decyzję z barków inwestorów spadnie jedna duża niewiadoma. Czego można się spodziewać na rynkach w najbliższym czasie?

Dużo większa zmienność będzie, jeżeli przydarzy się nam Brexit. Dlatego że będzie to sytuacja bez precedensu – długie negocjacje, potencjalny początek rozpadu Unii Europejskiej, a na końcu to, że Wielka Brytania przy wielu podjętych działaniach i dobrym zbiegu okoliczności wyjść może na tym nawet na plus. Jeżeli będzie Bremain, to po początkowym szale zakupów raczej szybko przejdziemy do kwestii wyborów i stóp procentowych w USA albo podkręcanych danych z Chin. Znając życie, to czeka nas pewnie też jakiś czarny łabędź.

Gdzie szukałby pan teraz okazji inwestycyjnych? Innymi słowy – jaką strategię przyjąć na najbliższe miesiące, uwzględniając „szalejące" dookoła lokalne i globalne czynniki ryzyka?

Ja patrzę w średnim terminie. Dla traderów w takim czasie nie ma znaczenia globalna recesja, katastrofa ekonomiczna czy wieczna hossa. Inwestujemy w dwie strony i wykorzystujemy zmienność, gramy z trendem, szanujemy kapitał. Jeśli rynki będą spadać, będziemy sprzedawać na korektach wzrostowych. Gdy rynki będą rosły, będziemy kupować na korektach spadkowych. Takiego podejścia brakuje wielu inwestorom. Przywiązują się do konkretnego kierunku, zapominając, że to rynek ma rację, a kupno od sprzedaży dzieli jeden milimetr pomiędzy przyciskami na ekranie. Okazje inwestycyjne są wszędzie, analityk techniczny patrzy na kreski, a nie na nagłówki na Bloombergu.

CV

Tomasz Wiśniewski jest absolwentem Uniwersytetu Warszawskiego oraz Leeds University. Z rynkami finansowymi związany od 2008 r. Karierę zawodową rozpoczął w Admiral Markets na stanowisku analityka rynku walutowego. Później pracował jako specjalista ds. strategii rynkowych Investment University, TMS Brokers. Obecnie jest głównym analitykiem w Alpari. Jest autorem licznych materiałów edukacyjnych i szkoleniowych z zakresu technik inwestowania. Co miesiąc typuje spółkę do technicznego portfela „Parkietu".

Inwestycje
Wall Street i geopolityka kluczowe dla GPW
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Inwestycje
Rynki akcji rozgrzane u progu końca roku
Inwestycje
Złoto i srebro pod presją dolara, chociaż wiara w nie nadal nie gaśnie
Emerytura
Jak oszczędzać na kontach IKE i IKZE?
Inwestycje
Szum informacyjny odbija się na notowaniach ropy naftowej
Inwestycje
Główny indeks giełdy francuskiej z perspektywami na wyższe poziomy