Rynki przeżyły szok w ubiegłym tygodniu, kiedy Donald Trump ogłosił wprowadzenie ceł. Teraz przyjdzie czas na chłodną ocenę sytuacji?
Sytuacja na pewno trochę się rozjaśniła. Przez ostatni czas jedyne, na co patrzyły rynki, to zamglona całkowicie perspektywa tego, co zrobi Trump i jak będzie wyglądała polityka celna. W takich warunkach ciężko było prognozować to, co się wydarzy. Uważam jednak, że to jeszcze nie jest też moment na to, aby ten kurz całkowicie opadł. Niepewność nie znika z rynków, bo dalej mamy znaki zapytania dotyczącego chociażby odpowiedzi poszczególnych krajów na cła Trumpa. Nie wiadomo też, czy Trump w odpowiedzi na potencjalne cła odwetowe nie zdecyduje się na wprowadzenie kolejnych ceł. Na ten moment wydaje się, że idzie w kierunku twardej wojny handlowej. Bardzo mocno zależy mu na tym, aby spółki amerykańskie wróciły do Stanów Zjednoczonych. Jeśli to nie jest tylko gra, to ciężko oczekiwać rezygnacji z tego celu. Przenoszenie fabryk to jednak też podwójne koszty dla firm. Z jednej strony są to koszty związane z ich przeniesieniem, a z drugiej są to wyższe koszty pracy w Stanach Zjednoczonych w porównaniu z zagranicą. To jest bardzo bolesne dla spółek technologicznych. Firmy te mają największy udział fabryk zagranicznych w całym udziale swojej produkcji.
Jeśli wojna handlowa rozpętałaby się na dobre, czy może to doprowadzić do czegoś większego niż tylko korekty spadkowej na Wall Street?
Uważam, że trzeba brać pod uwagę taki scenariusz, szczególnie jeśli faktycznie będziemy mieli do czynienia z efektem domina. Na razie warto też czekać na pierwsze wyniki spółek, które będą pokazywały, jak to, co się dzieje w kwestii ceł, będzie odbijało się na ich wynikach. Można jednak założyć, że wyniki spółek nie będą rosły tak mocno, jak wcześniej zakładano. Prognozy, które były przygotowywane w 2024 roku, były sporządzane na podstawie jednak spokojniejszej sytuacji międzynarodowej. Pamiętajmy, że amerykańska gospodarka też bardzo mocno zależy od siły konsumenta. Jeśli konsument wytrzyma szoki związane z taryfami i nadal będzie utrzymywał wydatki na tak wysokim poziomie, to firmy będą miały przestrzeń do tego, by podnosić ceny i bronić swoich marż. Jeśli jednak konsument okaże słabość i presja inflacyjna związana z cłami sprawi, że się wycofa, będzie to gorsza informacja dla firm. W takim scenariuszu wydaje się więc, że na Wall Street jest przestrzeń do dalszych spadków.
Czytaj więcej
Krótkoterminowo mój optymizm rynkowy nieco przygasł, ale w średnim i długim terminie nadal jestem optymistą. Po takich spadkach, indeksy, szczególnie w USA, będą miały z czego odbijać w górę – mówi Emil Łobodziński, doradca inwestycyjny BM PKO BP.
To perspektywa Wall Street. A co z Europą?
Na razie na rynkach włączona jest strategia „risk-off”, czyli odejścia od ryzykownych aktywów, co odbija się na notowaniach nie tylko na Wall Street, ale też w Europie. Nie spodziewałbym się, przynajmniej na razie, dopóki ten kurz bitewny nadal się unosi, bardzo mocnych odbić w górę indeksów, czy to amerykańskich, czy to europejskich. W nieco dłuższej perspektywie wydaje się jednak, że nadal jest przestrzeń do tego, aby kapitał płynął nieco mocniej w stronę europejskich spółek. Wszystko jednak będzie zależało od tego, jak będzie wyglądała przyszłość związana z cłami.