Gospodarka hamuje, inflacja przyspiesza, ale do stagflacji wciąż daleko

Gospodarka hamuje, inflacja przyspiesza, ale do stagflacji wciąż daleko

Publikacja: 24.01.2020 18:30

Z perspektywy przeciętnego Polaka najbardziej zauważalną zmianą w polskiej gospodarce w 2020 r., odc

Z perspektywy przeciętnego Polaka najbardziej zauważalną zmianą w polskiej gospodarce w 2020 r., odczuwalną przy codziennych zakupach, może być wyższa inflacja. Ekonomiści przewidują, że w pierwszych miesiącach roku może sięgnąć 4,5 proc. I choć potem powinna maleć, w całym roku może średnio wynieść 3,2 proc. Jednak stagflacja, czyli jednoczesne występowanie znaczącej inflacji oraz stagnacji gospodarczej, nam nie grozi.

Foto: Shutterstock

Wzrost inwestycji w 2020 r. wyraźnie zwolni, nie można nawet wykluczyć spadku. Przyczyni się to do wyhamowania polskiej gospodarki, która urośnie prawdopodobnie o niespełna 3,5 proc. Z perspektywy gospodarstw domowych spowolnienie może być jednak praktycznie nieodczuwalne, bo koniunktura na rynku pracy pozostanie dobra. We znaki Polakom da się natomiast najwyższa od 2012 r. inflacja.

„Gospodarka hamuje, ale nie tonie" – podsumowują najbardziej prawdopodobny scenariusz na 2020 r. ekonomiści z banku Citi Handlowy. Według nich PKB Polski urośnie o 3,4 proc. Taka jest też przeciętna prognoza 25 zespołów i indywidualnych analityków biorących udział w naszej noworocznej ankiecie.

Realizacja tego scenariusza oznaczałaby, że polska gospodarka w 2020 r. będzie traciła impet, ale równie łagodnie jak w 2019 r. Wtedy, jak można obecnie szacować, PKB Polski urósł o 4,2 proc., po 5 proc. średnio w poprzednich dwóch latach. Wzrost gospodarczy zwolnił więc o 0,8 pkt proc. i w takim samym stopniu zwolnić ma w 2020 r. Gdyby rzeczywiście wyniósł 3,4 proc., byłby dokładnie taki jak średnio w latach 1990–2019. Zamiast o spowolnieniu należałoby więc raczej mówić o normalizacji koniunktury po ponad dwóch latach boomu.

Niepewny scenariusz

Największy pesymista spośród uczestników ankiety „Parkietu" spodziewa się w 2020 r. wzrostu PKB Polski o 2,5 proc., największy optymista oczekuje zaś wyniku na poziomie 3,9 proc. Różnica między tymi skrajnymi prognozami wynosi więc 1,4 pkt proc., wyraźnie więcej niż w poprzednich latach, gdy nie przekraczała 1 pkt proc. To sugeruje, że dominujący wśród ekonomistów scenariusz na 2020 r. jest obarczony wyjątkowo dużym ładunkiem niepewności.

Foto: GG Parkiet

Najostrożniejsza z prognoz na 2020 r. oznacza, że polska gospodarka rozwijałaby się najwolniej od 2013 r., choć wciąż wyraźnie szybciej niż wtedy, gdy znalazła się blisko stagnacji z powodu kryzysu zadłużeniowego w strefie euro i załamania inwestycji po boomie związanym z organizacją Euro 2012.

– Nie można zapominać, że 2020 r. będzie liczył o cztery dni robocze więcej niż 2019 r. Jeżeli ktoś prognozuje, że wzrost PKB będzie poniżej 3 proc., to oznacza, że przy założeniu równej liczby dni roboczych w jego prognozie byłoby poniżej 2 proc. Nic nie wskazuje na tak dramatyczne pogorszenie koniunktury – mówił pod koniec grudnia podczas noworocznej debaty „Parkietu" Piotr Bujak, główny ekonomista PKO BP.

Foto: GG Parkiet

– Biorąc pod uwagę historyczną zależność między spowolnieniem w Polsce i strefie euro, trudno zakładać, że wzrost polskiego PKB zwolni w 2020 r. poniżej 3 proc., o ile nie zakłada się istotnego załamania aktywności w Europie Zachodniej – przyznaje Piotr Kalisz, główny ekonomista w Citi Handlowy.

To zaś uchodzi za scenariusz mało prawdopodobny (o prognozach dla światowej gospodarki więcej piszemy na s. 6).

Foto: GG Parkiet

Sytuacja w otoczeniu zewnętrznym to jedno z głównych źródeł niepewności branych pod uwagę w ocenach perspektyw polskiej gospodarki. I nie wynika to wyłącznie z tego, że trudna do przewidzenia jest koniunktura w handlu międzynarodowym. Na razie nie wiadomo, jak interpretować fakt, że wyraźne pogorszenie koniunktury w 2019 r. nie uderzyło mocno w polski eksport i sektor przemysłowy. Część ekonomistów uważa, że ta odporność jest trwała i utrzyma się nawet w razie głębszego spowolnienia w strefie euro, gdzie trafia lwia część naszego eksportu. Inni z kolei sądzą, że skutki spowolnienia odczujemy z całą mocą z opóźnieniem. To z kolei może oznaczać, że polska gospodarka będzie hamowała, gdy za Odrą będzie już widać oznaki ożywienia.

Inwestycje: w górę czy w dół

Oprócz koniunktury na świecie niewiadomą jest m.in. trajektoria nakładów inwestycyjnych, które w 2019 r. wzrosły prawdopodobnie o 6,6 proc. Ankietowani przez „Parkiet" ekonomiści przeciętnie przewidują, że w 2020 r. inwestycje zwiększą się o 3 proc., ale są też głosy, że właśnie o tyle zmaleją.

– Spadek inwestycji to główny czynnik, który wyjaśnia naszą prognozę, wedle której wzrost PKB zwolni do około 2,8 proc. – przyznaje Ernest Pytlarczyk, główny ekonomista mBanku.

Rozbieżności w prognozach wynikają z tego, że o ile spadek wydatków inwestycyjnych samorządów jest w zasadzie przesądzony, o tyle nie jest jasne, w jakim stopniu skompensują go inne inwestycje publiczne oraz inwestycje prywatne.

„Spodziewamy się nagłego zahamowania inwestycji głównie z powodu cięć w wydatkach samorządów i stagnacji w projektach infrastrukturalnych. Firmy nadal mają powody, by inwestować przede wszystkim w mniej pracochłonne i mniej energochłonne technologie, ale ich aktywność na tym polu będzie ograniczana przez opóźnione efekty wysokiej niepewności dotyczącej perspektyw gospodarczych i przez ostrzejsze kryteria kredytowe banków" – napisali w raporcie z prognozami na ten rok ekonomiści z Santander Bank Polska. Według nich wartość inwestycji ogółem w 2020 r. praktycznie się nie zmieni.

Rafał Benecki, główny ekonomista ING Banku Śląskiego, w rozmowie w Parkiet TV tłumaczył z kolei, że czynnikiem hamującym wzrost inwestycji firm w Polsce jest wciąż „regulacyjne ADHD".

Duży wpływ na koniunkturę w polskiej gospodarce może mieć też inflacja. O tym, jak bardzo może ona mieszać w prognozach, świadczyć mogą ostatnie dwa tygodnie. Na początku stycznia GUS oszacował wstępnie, że w grudniu 2019 r. indeks cen konsumpcyjnych (CPI), główna miara inflacji w Polsce, wzrósł o 3,4 proc. rok do roku, po 2,6 proc. w listopadzie; ekonomiści przeciętnie oczekiwali, że wskaźnik wyniesie 2,9 proc.

Zapomniany problem inflacji

Uczestnicy konkursu „Parkietu" i „Rzeczpospolitej" na analityka makroekonomicznego roku, którzy swoje prognozy w większości formułowali już po zaskakującym odczycie grudniowym, przewidują przeciętnie, że w 2020 r. średnioroczna inflacja wyniesie 3,2 proc. (2,3 proc. w 2019 r.). Skrajne prognozy zakładają, że sięgnie średnio aż 3,9 proc. Tymczasem pod koniec grudnia w noworocznej ankiecie „Parkietu" skrajna prognoza zwiastowała inflację w 2020 r. na poziomie 3,5 proc., średnio zaś ekonomiści spodziewali się, że wyniesie ona 2,9 proc.

Wspólnym mianownikiem wszystkich tych prognoz jest założenie, że inflacja szczyt osiągnie w pierwszych miesiącach 2020 r. pod wpływem wzrostu cen prądu dla gospodarstw domowych, a także podwyżki akcyzy oraz opłat za odbiór śmieci. Później wzrost CPI ma już hamować za sprawą wysokiej bazy odniesienia, ale też słabnącej gospodarki.

Ekonomiści różnią się jednak w ocenach, jak szybko ten proces będzie następował. Będzie to bowiem zależało m.in. od tego, jak skokowy wzrost inflacji na przełomie 2019 i 2020 r. wpłynie na oczekiwania inflacyjne gospodarstw domowych. Jeśli je wyraźnie zwiększy, może nasilić żądania płacowe, uruchamiając spiralę płacowo-cenową.

Drugą niewiadomą jest zachowanie cen żywności, których wzrost w 2019 r. napędzał inflację. Zdaniem ekonomistów z Credit Agricole Bank Polska w drugiej połowie 2020 r. żywność przestanie drożeć, a może nawet będzie taniała.

– Nie stanie się tak tylko wtedy, gdyby powtórzyły się trzy negatywne zjawiska z ostatniego roku: przymrozki wiosną, późniejsza susza i epidemia ASF. A taki splot okoliczności jest bardzo mało prawdopodobny – tłumaczył w noworocznej debacie „Parkietu" Jakub Borowski, główny ekonomista Credit Agricole.

Nie wszystkich to jednak przekonuje. – Coraz trudniej przewidywać, że w 2020 r. podaż żywności się unormuje, a jej ceny uspokoją. Nietypowa pogoda grozi stratami w uprawach również w tym roku. Do tego mamy dalsze doniesienia o ASF i nowe sygnały na temat ptasiej grypy – oceniają analitycy z Santander Bank Polska, komentując grudniowy odczyt CPI.

Konsumenci nie zawiodą

W każdym wyobrażalnym scenariuszu na początku 2020 r. inflacja przebije wyraźnie górną granicę (3,5 proc.) pasma dopuszczalnych wahań wokół celu inflacyjnego NBP (2,5 proc.). Mimo to zdecydowana większość ekonomistów uważa, że w warunkach hamującego wzrostu gospodarki RPP będzie utrzymywała stopy procentowe na niezmienionym od marca 2015 r. poziomie wynoszącym 1,5 proc. I to nie tylko w 2020 r., ale też w 2021.

– Trudno opowiadać się za podwyżkami stóp, gdy wzrost gospodarczy wyraźnie hamuje, banki centralne za granicą łagodzą politykę pieniężną, a wzrost inflacji jest prawdopodobnie przejściowy. Większość prognoz sugeruje, że w drugiej połowie 2020 r., a już na pewno w 2021 r., inflacja będzie znów w pobliżu celu NBP. Podwyższanie stóp w takich okolicznościach nie byłoby ostrożnym zachowaniem, którego oczekuje się od banków centralnych – tłumaczył niedawno w Parkiet TV Piotr Kalisz.

Spośród uczestników noworocznej ankiety „Parkietu" innego zdania jest tylko Janusz Jankowiak, główny ekonomista Polskiej Rady Biznesu. Uważa on, że RPP nie będzie chciała dopuścić do wzrostu oczekiwań inflacyjnych i w drugiej połowie 2020 r. zdecyduje się na dwie podwyżki stopy referencyjnej po 0,25 pkt proc. każda.

Nawet jeśli inflacja nie wpłynie na politykę pieniężną, może mieć wyraźny wpływ na realną gospodarkę. Wraz z koniunkturą na rynku pracy może przesądzić o dynamice konsumpcji, która była i nadal będzie głównym motorem wzrostu PKB. Po pierwsze, od tego, jak szybko będą rosły ceny, zależeć będzie wzrost siły nabywczej gospodarstw domowych. Po drugie, wyższa inflacja – szczególnie w przypadku często kupowanych towarów i usług – może negatywnie wpływać na skłonność do konsumpcji. I odwrotnie: jak wskazuje Piotr Bujak z PKO BP, wyhamowanie wzrostu cen żywności w drugiej połowie 2020 r., a nawet ich spadek, mogłoby pozytywnie wpłynąć na nastroje konsumentów.

Przeciętnie uczestnicy noworocznej ankiety „Parkietu" spodziewają się, że wydatki konsumpcyjne gospodarstw domowych zwiększą się w 2020 r. o 3,7 proc. (4,1 proc. w 2019 r.). Znów jednak różnice w prognozach są spore.

Janusz Jankowiak oczekuje, że podwyższona inflacja utrzyma się przez cały 2020 r. W wyniku tego wzrost konsumpcji wyhamuje do zaledwie 2,8 proc. Z kolei ekonomiści z banku Citi Handlowy oceniają, że nawet przeciętne prognozy są zbyt ostrożne, a wzrost konsumpcji będzie zbliżony do ubiegłorocznego. Z ich obliczeń wynika, że dzięki obniżce PIT oraz rozszerzeniu programu 500+ do gospodarstw domowych trafi o ponad 18 mld zł więcej niż w 2019 r. Kolejne kilka miliardów złotych to efekt podwyżki płacy minimalnej. Wzrost kosztów utrzymania i ewentualne osłabienie presji płacowej w związku ze spowolnieniem gospodarczym nie będą w stanie zneutralizować tych dodatkowych dochodów.

Szczęśliwy splot okoliczności?

Podwyżka płacy minimalnej – z 2250 zł do 2600 zł brutto, czyli niemal o 16 proc. – to kolejne źródło rozbieżności w prognozach. W minionych dwóch dekadach tylko raz, w 2008 r., płaca ta została bardziej podniesiona. Tym razem, jak zapowiedział rząd, jest to tylko początek serii dużych podwyżek. Płaca minimalna w 2024 r. ma dojść do 4000 zł brutto. Niezależnie od tego, czy ten plan zostanie w pełni zrealizowany, będzie to gospodarczy eksperyment o niejasnych konsekwencjach.

Z wyliczeń ekonomistów PKO BP wynika, że – pomijając kilka dużych aglomeracji – niemal w całej Polsce 25 proc. najmniej zarabiających otrzymywało dotąd wynagrodzenie poniżej 2600 zł brutto. Oznacza to, że podwyżka płacy minimalnej wpłynie bezpośrednio na zarobki nawet jednej czwartej pracujących. Na to nałoży się wpływ pośredni wynikający z konieczności zmiany całej siatki płac przez niektórych pracodawców. To kolejny – obok niedoboru rąk do pracy – czynnik, który może napędzać wzrost wynagrodzeń w Polsce.

Mimo to ankietowani przez „Parkiet" ekonomiści przeciętnie oczekują, że średnie wynagrodzenie w sektorze przedsiębiorstw (obejmuje podmioty zatrudniające co najmniej dziesięć osób) będzie w 2020 r. rosło w tempie 6,5 proc., czyli nieco wolniej niż w poprzednich dwóch latach (6,7–7,1 proc.).

Konsekwencje znaczącej podwyżki płacy minimalnej zneutralizuje bowiem słabnący popyt na pracowników. Będzie to z jednej strony skutek spowolnienia gospodarczego, a z drugiej – coraz większej skłonności firm do automatyzacji produkcji i sprzedaży.

Część ekonomistów zwraca uwagę, że skokowy wzrost płacy minimalnej może nawet, paradoksalnie, ustabilizować rynek pracy. W ostatnich latach dynamikę wynagrodzeń w ryzach trzymał napływ pracowników z Ukrainy. Już w 2019 r. stracił on jednak impet, a w 2020 r. liberalizacja prawa imigracyjnego w Niemczech oraz poprawa sytuacji gospodarczej na Ukrainie może go całkowicie zatrzymać.

– Atrakcyjność polskich płac dla Ukraińców jest o wiele mniejsza niż rok temu. Patrząc z tej perspektywy, może się okazać, że do dużej podwyżki płacy minimalnej dochodzi w szczęśliwym momencie – mówił podczas noworocznej debaty „Parkietu" Piotr Bujak. ¶

Nie silne spowolnienie, lecz normalizacja wzrostu po boomie

Ekonomiści przeciętnie spodziewają się, że w 2020 r. wzrost PKB w naszym kraju zwolni do 3,4 proc. z około 4,2 proc. w 2019 r. i 5 proc. w poprzednich dwóch latach. Taki wynik byłby zbieżny ze średnim tempem wzrostu polskiej gospodarki w latach 1990–2019. Nie powinno to mocno uderzyć w budżety gospodarstw domowych. Płace będą rosły niemal równie szybko jak w poprzednich latach. Wzrost zatrudnienia zwolni, ale głównie z powodów demograficznych. Stopa bezrobocia pozostanie na rekordowo niskim poziomie. W pierwszej połowie roku sporo emocji będzie budziła inflacja, która może przekroczyć 4 proc.

Inwestycje
Rok lepiej zacząć z obligacjami, a później na GPW
Inwestycje
Michał Krajczewski, BM BNP Paribas: Wyceny na GPW są atrakcyjne, ale to za mało. WIG20 wejdzie w trend boczny
Inwestycje
Konrad Ryczko, DM BOŚ: Można być umiarkowanym optymistą
Inwestycje
Inwestycje, których warto unikać przy podejmowaniu decyzji w 2025 r.
https://track.adform.net/adfserve/?bn=78448408;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Inwestycje
Dominika Nawrocka, edukatorka finansowa: Jak znaleźć finanse osobiste do inwestycji
Inwestycje
Marcin Materna, BM Banku Millennium: Hossa nie powiedziała jeszcze ostatniego słowa