Wyjątkowo krótkotrwały okazał się skok notowań ropy w reakcji na informacje o rakietach, które spadły na terytorium Polski. Choć we wtorek wieczorem pośród obaw o eskalację wojny w Ukrainie ceny odmiany brent zbliżały się do 96 dol. za baryłkę, to szybko wróciły w okolice 92 dol., kiedy stało się jasne, że incydent nie był celową prowokacją Rosjan.
Napięcie ustępowało nawet mimo tego, że do innego niepokojącego incydentu doszło u wybrzeży Omanu, gdzie rakietą trafiony został tankowiec powiązany z izraelskim miliarderem. Rynkiem ropy nie od dzisiaj sterują dwie przeciwstawne siły. W dół ciągną go obawy przed globalną recesją. Jednak w tym samym czasie utrzymują się niedobory na rynku fizycznego surowca oraz napięcia geopolityczne, co nasila podatność rynku na doniesienia o wszelkich incydentach.
Po tym jak od szczytu z marca ceny ropy spadły prawie o jedną trzecią, a próby powrotu notowań odmiany brent powyżej 100 dol. za baryłkę się nie powiodły, na rynek napływają kolejne informacje o cięciach prognoz. Prognozy globalnego popytu obniżył OPEC, który właśnie wprowadza w życie październikową decyzję o cięciu wydobycia.
Za sprawą globalnego spowolnienia gospodarczego oraz utrzymywania przez Chiny polityki zero covid kartel obniżył prognozy popytu na ten kwartał o 520 mln baryłek dziennie. Do podobnej obniżki doszło już drugi miesiąc z rzędu, a obecne szacunki popytu oznaczają, że według OPEC jego cięcia wydobycia doprowadzą zaledwie do zrównoważenia rynku w skali globu.
Presję na spadek cen ropy wywarły także wypowiedzi Christophera Wallera z Fedu, który ocenił, że do zakończenia cyklu podwyżek stóp w USA jest jeszcze daleko. Zaostrzanie polityki przez bank centralny największej gospodarki świata napędza obawy, że globalna recesja będzie głęboka, a to z pewnością nie pozostałoby bez wpływu na popyt na ropę.