Tylko nieco ponad 5 proc. inwestycji wysokiego ryzyka (VC) w naszym kraju stanowiły w ub.r. te z udziałem CVC, a więc funduszy venture capital związanych z korporacjami. To niemal trzy razy mniej niż rynkowy standard (globalnie udział ten w III kwartale br. sięgał 14 proc. – podaje CB Insights).
Dlaczego rodzime koncerny ostrożniej finansują start-upy? Eksperci twierdzą, iż barierą są ociężałość decyzyjna i strach przed ryzykiem.
Korzystna relacja
Zdobycie koncernu jako klienta czy pozyskanie korporacji jako inwestora to marzenie każdego start-upu – otwiera bowiem drzwi do rynkowej ekspansji. Dla dużych firm nawiązanie relacji z młodą, zwinną spółką, która potrafi wdrożyć nowatorski produkt czy usługę, też jest nie do przecenienia. Potencjał tej tzw. współpracy Dawida z Goliatem już dawno został dostrzeżony na rozwiniętych rynkach. Nawet dziś, gdy tradycyjne fundusze wysokiego ryzyka (venture capital) na całym świecie przykręcają kurek z pieniędzmi dla innowatorów, korporacyjne VC (tz. CVC) wciąż zaspokajają apetyt start-upów. „Venture Capital Journal” wskazuje, iż globalnie liczba firm CVC wzrosła od 2020 r. aż sześciokrotnie. Tylko przez trzy kwartały br. zainwestowały one 330 mld USD, a więc o 10 proc. więcej niż w całym 2020 r.
Także w Polsce w ostatnim czasie zainteresowanie korporacji start-upami zaczyna się mocniej rozkręcać. Ale od zachodnich rynków dzieli nas przepaść. Te relacje na linii korporacja–startup pozostawiają wciąż wiele do życzenia. Szokują dane z raportu PFR Ventures i Huge Thing, z których wynika, że start-upy na odpowiedź biznesową ze strony korporacji muszą czekać nawet od 1,5 do 3 lat – takie doświadczenia miało aż 33 proc. badanych. – Współpraca spółki tworzącej innowacyjne technologie z korporacją kierującą się szeregiem procedur i zasad jest zawsze ogromnym wyzwaniem. Wymaga proaktywnego podejścia oraz motywacji obu stron – komentuje Maryla Wojcieszek z Huge Thing.