W ciągu ostatnich czterech, pięciu miesięcy Fed popełnił kilka zasadniczych błędów komunikacyjnych, które doprowadziły do obecnej, bardzo trudnej dla banku centralnego sytuacji. Musi on ponownie konfrontować się z koniecznością walki z wysoką inflacją, być może ponownie podnosząc stopy proc., zamiast rozważać – jak zapowiadał – kiedy i jak najlepiej zacząć je obniżać.
Głównym błędem było, moim zdaniem, grudniowe posiedzenie, na którym ogłoszono nieformalnie zwycięstwo w walce z inflacją. Miało ono miejsce w momencie, gdy wskaźnik CPI spadł z 3,7 proc. r./r. we wrześniu do 3,1 proc. w listopadzie. Spodziewano się powszechnie, że inflacja będzie dalej stopniowo zmierzała w kierunku 2 proc. Fed zadeklarował koniec cyklu podwyżek stóp proc. i zapowiedział trzy obniżki na 2024 r. Było to o tyle zaskakujące, że jeszcze dwa tygodnie wcześniej prezes Powell przestrzegał przed zbyt szybkim obniżaniem stóp.
W reakcji na ten komunikat na rynkach momentalnie doszło do obniżenia rynkowych stóp proc. Miało miejsce najmocniejsze, dwumięsieczne złagodzenie warunków finansowych (dostępnej płynności) w historii. Polityka pieniężna w USA stała się w praktyce łagodniejsza niż była przed podwyżkami stóp w 2022 r.! Skutkowało to wzrostem apetytu na ryzyko, w tym m.in. znaczącymi wzrostami cen akcji. Rentowność obligacji skarbowych USA pogłębiła spadki (dziesięciolatki poniżej 4 proc.), a kurs EUR/USD pod koniec roku przekroczył na chwilę poziom 1,10 (niewidziany wcześniej od lata). Dziś nie ma już po tym śladu. Obligacje są słabsze (w cenach), dolar mocniejszy, a Amerykanie płacą cenę za tę pomyłkę z wyższą inflacją. Rynki są w konsternacji.
Zamiast oczekiwania na obniżki stóp (rynki zachowywały się zimą tak, jakby one już faktycznie mały miejsce), których miało być nawet cztery po 25 pkt baz. w tym roku, spodziewać się dziś można co najwyżej jednej. I to dopiero jesienią. Długofalowo nastawieni gracze liczą się z tym, że obniżek może w tym roku nie być w ogóle. Nie wykluczają scenariusza, że Fed będzie zmuszony wznowić cykl zacieśniania polityki pieniężnej (choć ze względów politycznych raczej nie przed wyborami prezydenckimi).
Dziś wiadomo, że deklaracja zwycięstwa nad inflacją była zdecydowanie przedwczesna. Inflacja jest znów niemal tam, gdzie była we wrześniu ubiegłego roku. Ani razu nie znalazła się poniżej 3 proc. Przy średnim, miesięcznym wzroście cen o 0,3 proc., na koniec roku CPI znajdzie się przy 4 proc. Przy wzroście o 0,4 proc. m./m., blisko 5 proc. r./r. Jedynie w optymistycznym scenariuszu, gdy ceny będą z miesiąc na miesiąca rosnąć przeciętnie w tempie 0,1 proc., w grudniu CPI osiągnie cel Fedu, tj. 2 proc. Przy rosnących cenach paliw jest to jednak nieosiągalne.