Miejsca wyobrażone jako szare i pozbawione osobowości mogą czasami fenomenalnie zaskoczyć. Tak właśnie zrobiła ze mną Prisztina. W tym doświadczeniu ogniskuje się wiele niuansów podróżowania, o których pisałem w książce. Takich jak poszukiwanie kontraświatów i zderzanie się wyobrażonej rzeczywistości z tym, jaka ona jest „naprawdę”.
Prisztina jest osobliwością. Z jednej strony w nocy przypomina Las Vegas, co w przypadku kraju z PKB na głowę na poziomie zaledwie kilku tysięcy dolarów musi budzić zdegustowanie. Z drugiej strony to wysoka kultura ludzi, widoczna w zachowaniach, w architekturze, w nazwach ulic, a także w wyglądzie charakternych kawiarni. I w fantazyjności przyrządzanej w nich kawy.
Rozwój i pozytywne warunki społeczne nie są darowane wybranym obszarom planety, lecz buzują tu i ówdzie, przekształcając świat z wczoraj w ten mocno odmienny od znanego do niedawna. A inne obszary tradycyjnego dobrobytu, a przede wszystkim miejsca legendarne, składniki imaginarium wielu z nas, ulegają degradacji.
Osobliwość zaczyna mi się wydawać kluczowym pojęciem dla zrozumienia natury świata, funkcjonowania gospodarki i mentalności człowieka.
Jedną z tych osobliwości jest to, że nigdy się nie dowiemy, czy dana decyzja była dobra czy zła. I nie chodzi mi o to, że możemy się różnić w ocenach, a jednomyślność prawie nigdy się nie zdarza. Mam na myśli proste, koniec końców, spostrzeżenie, że nigdy nie jesteśmy w stanie podejrzeć, choćby przez najmniejszą dziurkę od klucza, jak wyglądałby świat, gdyby decyzja była inna niż ta, którą podjęliśmy. Nie istnieje możliwość porównania. Życie ludzkie toczy się tylko raz. Nie mamy drugiego, trzeciego, a najlepiej jeszcze i czwartego życia, by sprawdzić, czy w danej sytuacji nie byłoby warto zachować się i n a c z e j.