Niestety, czas szybko płynie i, znając życie, nie można wykluczyć, że dopiero za przysłowiowe pięć dwunasta będą podejmowane ważne decyzje. Decyzje dotyczące co najmniej kilkunastu milionów Polaków.
Powstaje zatem pytanie, czy nie lepiej jednak siąść do stołu i zacząć szukać konstruktywnego rozwiązania, kompromisu, który byłby chociaż częściowo satysfakcjonujący dla wszystkich zainteresowanych?
Jest oczywiście kilka warunków brzegowych, o których wypadałoby pamiętać przy poszukiwaniu kompromisu. Po pierwsze, trzeba uczciwie przyznać, że Polski nie stać na kontynuację funkcjonowania II filaru w takim kształcie jak obecnie. Nie pozwalają na to finanse państwa. Oczywiście, można byłoby pójść w wątek konieczności przeprowadzenia reform, ale – również uczciwie – nie mają na to chęci ani politycy, ani obywatele.
Po drugie, trendy demograficzne są nieubłagane. Z jednej strony żyjemy coraz dłużej, dłużej więc będziemy pobierać emerytury. Z drugiej, rodzi się coraz mniej dzieci. Relacja liczby osób czynnych zawodowo do pobierających emerytury jest i będzie coraz gorsza. Wypadałoby zatem odpowiedzieć na pytanie, jak chcemy rozwiązać ten problem (np. poprzez ograniczenie przywilejów emerytalnych, dalsze podwyższanie wieku emerytalnego, ustalenie maksymalnego poziomu emerytury?).
Po trzecie, nie zapominajmy o naszym rynku finansowym. Padło wiele cierpkich słów pod adresem OFE (część z nich przypominała PRL-owską propagandę), ale pamiętajmy, że są one największą grupą inwestorów w Polsce. Jej likwidacja oznaczać będzie – m.in. w przypadku obligacji skarbowych – konieczność polegania na kapryśnym zagranicznym kapitale, który przepływa po globalnym rynku finansowym z olbrzymią prędkością. Jak będą wyglądały transakcje prywatyzacyjne bez OFE? Znacjonalizujemy większość spółek giełdowych? Co z wizją Warszawy jako centrum finansowego w regionie? Rezygnujemy?