Z ogólnopolskich danych GUS-u wiemy, że w 2021 r. deweloperzy byli hiperaktywni, ustanowili nowy rekord, rozpoczynając budowę ponad 166 tys. mieszkań oraz uzyskując pozwolenia na postawienie blisko 213 tys. lokali. Porównania do 2020 r. nie są miarodajne, bo tamten rok był mocno naznaczony pandemią. Postanowiliśmy się przyjrzeć, jak rynek wypadł wobec średnich z pięciu lat boomu poprzedzającego pandemię (2015–2019).
Siła ringów
Co nas czeka w przyszłości – to mogą zwiastować dane o pozwoleniach na budowę. W skali kraju aż 213 tys. – to aż o 61 proc. więcej niż w latach boomu. Pytanie, jaka część tych zamierzeń zostanie przekuta w czyny, biorąc pod uwagę zmianę okoliczności rynkowych będącą głównie pochodną wzrostu stóp procentowych, a co za tym idzie, pogorszenia sytuacji kredytobiorców. Pozostańmy jednak przy suchych danych GUS-u.
Czerwoną plamą jest Warszawa, tu liczba lokali „na pozwoleniach" skurczyła się wobec pięciu lat boomu o 16 proc., do 18,5 tys. Tymczasem niewiele mniej, bo 17,1 tys. mieszkań może powstać w sąsiedztwie stolicy, w powiatach piaseczyńskim, pruszkowskim i wołomińskim deweloperzy mogą teoretycznie postawić jeszcze więcej mieszkań, niż zrobili to w 2021 r.
Jeszcze trudniej sytuacja wygląda we Wrocławiu, gdzie deweloperzy uzyskali zgodę na postawienie 7,6 tys. mieszkań, co oznaczało aż 26-proc. spadek wobec średniej. Za to w powiatach wrocławskim, średzkim i oławskim wskaźnik niemal podwoił się, do blisko 6 tys. lokali.
O 1 proc., do 9,3 tys., zmniejszyła się liczba mieszkań z pozwoleniami w Krakowie, ale w powiatach krakowskim i wielickim skoczyła o 90 proc., do ponad 3 tys. lokali.