Final wykorzystuje poniżej 40 proc. mocy produkcyjnych i nie potrzebuje nowych linii. – Wiedzieliśmy o tej inwestycji. Zamierzaliśmy ją sprzedać, ale ceny rynkowe spadły już poniżej kosztów budowy – wyjaśnia Piotr Knapiński, prezes Yawalu. Strata na sprzedaży budynków lub odpis, gdyby kupiec się nie znalazł, to kilka milionów złotych. Przejęcie Finalu kosztowało 62 mln zł, z czego 21,5 mln zł z kredytu, a reszta z emisji przeprowadzonej w 2007 roku (firma pozyskała 72 mln zł).
Również sam Yawal boryka się ze spadkiem sprzedaży, wykorzystuje 55 proc. mocy produkcyjnych. – Branża wygląda bardzo kiepsko i nie spodziewamy się szybkiej poprawy – mówi Knapiński. Od grudnia do maja zatrudnienie w grupie zmniejszyło się z 515 do 400 osób. W Finalu na odprawy trzeba będzie zawiązać 1 mln zł rezerw. Jednocześnie kadrze Finalu w kwietniu obniżono pensje, co przyniesie 100 tys. zł oszczędności miesięcznie.
Yawal, mimo przejęcia Finalu, rozbudowuje własne zakłady. – Na tym etapie rezygnacja z inwestycji byłaby nieopłacalna, ale ograniczymy ją – mówi prezes. Zamiast 50 mln Yawal wyda poniżej 40 mln zł. Z PARP może liczyć na 7 mln zł, reszta pieniędzy pochodzi z kredytu.
– Yawal źle wydał gotówkę z emisji, inwestycje są nietrafione. Nie sprawdziły się prognozy przedstawiane nam przez zarząd – mówi Edmund Mzyk, przewodniczący rady nadzorczej, który z rodziną ma 54 proc. głosów na WZA. Już jesienią groził Knapińskiemu odwołaniem. Czy teraz wyciągnie konsekwencje personalne? – Nie chcę tak stawiać spraw. Poczekajmy na efekty programu naprawczego – ucina Mzyk.