Banki już zwiększają rezerwy ze względu na oczekiwane straty z powodu przegrywanych i coraz liczniejszych procesów sądowych z frankowiczami. Na razie kwoty te stanowią zaledwie parę procent ich rocznych zysków, ale ostateczne koszty mogą być znacznie większe.
– Zakładam, że koszty sektora z powodu kredytów frankowych mogą sięgnąć co najmniej 30 mld zł, ale będą rozłożone w czasie. To szacunek, który będzie podatny na zmiany dwóch ważnych czynników: kształtowania linii orzeczniczej i napływu nowych spraw do sądów – mówi Marta Czajkowska-Bałdyga, analityczka Haitong Banku.
Podobne szacunki przedstawił w „Parkiet TV" Andrzej Powierża, analityk DM Citi Handlowego. Założył, że gdyby wszyscy klienci poszli do sądów i wygrali, strata sektora wyniosłaby 70–80 mld zł. Jeśli do sądów pójdzie 70 proc. klientów i 70 proc. z nich wygra, koszt dla sektora, rozłożony na około siedem lat, wyniósłby 35–40 mld zł. Problem w tym, że koszt nie rozłoży się równo na banki. Te dochodowe i z dużymi kapitałami powinny sobie poradzić, ale w gorszej sytuacji będą te z dużym portfelem i niską rentownością. Moody's zwraca uwagę, że Getin Noble Bank przy dużym portfelu ma najniższą zdolność w sektorze do absorpcji wyższych rezerw (od paru lat notuje straty netto).
– Stabilność sektora będzie zależała od tego, czy możliwe będzie rozłożenie w czasie kosztów, co obecnie wydaje się najbardziej prawdopodobne. Negatywną informacją byłaby konieczność jednorazowego zawiązania dużych rezerw. To byłoby znacznie bardziej dotkliwe dla banków. Trudno przewidzieć, w jakim stopniu ucierpią banki, jak np. GNB. Kwestia ta została poruszona w raporcie NBP o stabilności finansowej. Bank jest postrzegany jako jedno z istotnych ryzyk dla sektora, bo notuje straty netto bez zwiększonych odpisów na hipoteki frankowe – dodaje Czajkowska-Bałdyga.