Na GPW zapachniało hossą z prawdziwego zdarzenia. Do chwili pisania tego artykułu (stan na 16 listopada) WIG znalazł się ok. 24 proc. powyżej październikowego dołka. W ciągu zaledwie kilku tygodni sytuacja uległa odwróceniu o 180 stopni. Patrząc na zawrotne (sceptyk powiedziałby – szaleńcze) tempo zwyżki od dna bessy można bez wątpienia przecierać oczy ze zdumienia. Jak po tak gwałtownym odbiciu wygląda debata między giełdowymi bykami i niedźwiedziami?
Odbicie okazalsze niż typowe korekty bessy
Zacznijmy rozważania od czysto porównawczego aspektu. Jeszcze miesiąc temu to niedźwiedzie rozdawały karty, bo zachowanie WIG do złudzenia przypominało historyczne bessy, przede wszystkim te z lat 2008–2009 i 2000–2001. Porównanie to prowadziło do wniosku, że owszem czeka nas dość okazałe odreagowanie w IV kwartale, ale potem WIG powinien powrócić do trendu spadkowego. W rzeczywistości jesienne odbicie na GPW przerosło te oczekiwania i to bardzo. Szczególnie w przypadku dużych spółek, które decydują o ruchach WIG20 i WIG.
Teraz to byki dla odmiany rozdają karty i to one mają w zanadrzu swoje własne historyczne porównania. Gwałtowny charakter odbicia i szybkie przekroczenie symbolicznego progu 20 proc. odbicia od dna każą szukać podobnych epizodów w przeszłości. Okazuje się, że w zasadzie nigdy w historii WIG (chyba że coś przeoczyliśmy) nie zdarzyły się w trakcie bessy korekty podnoszące indeks o niemal jedną piątą. Kiedy już taki ruch się pojawiał, był to raczej... początek hossy.
Spośród licznych historycznych przypadków wybraliśmy te trzy, które cechują się na stan z dnia pisania tej analizy największym podobieństwem do obecnej sytuacji. Okazuje się, że WIG ostatnio zachowywał się tak jak po wyjściu z dołków bessy odnotowanych w październiku 1998 r., październiku 2001 r. i marcu 2020 r.