Wskaźnik OECD ostrzega posiadaczy akcji przed kłopotami

Wskaźnik wyprzedzający OECD dla polskiej gospodarki poszedł w dół po raz pierwszy od dwóch lat. W przeszłości często – choć nie zawsze – bardziej opłacało się w takiej sytuacji pozbyć się akcji, niż zdać się na łaskę rynku. Są też jednak argumenty przeciwko takiemu pesymistycznemu spojrzeniu na sytuację

Publikacja: 13.11.2010 09:14

Wskaźnik OECD ostrzega posiadaczy akcji przed kłopotami

Foto: GG Parkiet

W natłoku codziennego zalewu informacji z gospodarek i spółek giełdowych uwadze mogły umknąć opublikowane w mijającym tygodniu najnowsze odczyty wskaźników wyprzedzających koniunktury (CLI) autorstwa analityków Organizacji Współpracy Gospodarczej i Rozwoju (OECD). Być może odczyty te nie byłyby warte szczególnej uwagi, gdyby nie to, że w przypadku wskaźnika dla Polski zanotowano spadek. To o tyle istotne, że wcześniej rósł on nieprzerwanie przez 22 miesiące, od listopada 2008 r. Tym razem CLI zniżkował o 0,1 pkt, do 102,7 pkt.

[srodtytul]Powód do niepokoju[/srodtytul]

Właśnie długotrwałość wcześniejszej tendencji zwyżkowej jest podstawowym argumentem za tym, by jej przerwanie traktować jako coś wyjątkowego i niepokojącego. Trzeba bowiem przyznać, że publikowany co miesiąc CLI – w odróżnieniu od niezliczonej liczby innych wskaźników makro – porusza się w stabilnych trendach, nieprzerywanych przez częste skoki w dół i w górę. W przeszłości zawsze jakikolwiek ruch w kierunku odwrotnym do dotychczasowej, wielomiesięcznej tendencji oznaczał nie chwilową korektę czy zadyszkę, lecz całkowite odwrócenie tej tendencji – w perspektywie kolejnych wielu miesięcy. Na wykresie CLI cykle ekonomiczne są wyraźnie widoczne i łatwe do identyfikacji.

Spadek CLI można by zignorować, gdyby nie fakt, że w przeszłości wysyłane przez niego sygnały miewały dramatyczne znaczenie dla wyników z inwestycji giełdowych. Ostatnie punkty zwrotne na wykresie wskaźnika pod względem „timingu” niemal idealnie wstrzeliły się w zmiany koniunktury na GPW. Najpierw CLI zaczął spadać w marcu 2007 r.

Biorąc pod uwagę, że odczyty za dany miesiąc podawane są z opóźnieniem około sześciu tygodni (obecny odczyt dotyczy formalnie jeszcze września), to inwestorzy o zmianie trendu CLI dowiedzieli się w połowie maja 2007 r. Siedem tygodni później skończyła się hossa i rozpoczęła się najbardziej dramatyczna w historii GPW bessa. CLI pozwolił jednak niemal równie precyzyjnie załapać się na odwrócenie również i tej tendencji. Zaczął rosnąć w listopadzie 2008 r., o czym inwestorzy dowiedzieli się w połowie stycznia 2009 r., czyli na miesiąc przed osiągnięciem twardego dna bessy.

[srodtytul]Nie warto ignorować sygnałów[/srodtytul]

Chociaż we wcześniejszej przeszłości zdarzało się, że sygnały CLI były znacznie mniej precyzyjne, to jednak na dłuższą metę śledzenie tych sygnałów okazało się znacznie bardziej opłacalne niż ich ignorowanie. Świadczą o tym nasze obliczenia. Sprawdziliśmy, jakie wyniki przyniosłaby strategia zakładająca kupowanie i sprzedawanie koszyka akcji zgodnego ze składem WIG na podstawie sygnałów kupna i sprzedaży wysyłanych przez CLI (założyliśmy, że transakcji dokonywaliśmy na koniec miesiąca, w którym podano odpowiedni odczyt wskaźnika).

Jak widać na wykresie, ulokowane zgodnie z taką strategią 100 zł od początku 1998 r. urosłoby do 1045 zł na koniec października tego roku, podczas gdy w tym samym czasie ta sama kwota ulokowana w indeks WIG (w ramach strategii „kup i trzymaj”) powiększyłaby się zaledwie do 361 zł. Ogromną zaletą CLI jest więc to, że wskaźnik ten pozwoliłby uniknąć dramatycznych skutków bessy, nie tylko w 2008 r., ale też w latach 2000–2001. Posługując się tym narzędziem, inwestorzy mogli spać zdecydowanie spokojniej niż zdając się na łaskę rynku. W tym kontekście sygnał, jaki obecnie wysyła CLI, wydaje się oczywisty – alarmuje, że najwyższy czas pozbyć się akcji.

Pytanie jednak, czy trafne w przeszłości ostrzeżenia przed czyhającą na pieniądze inwestorów bessą to gwarancja równie trafnych sygnałów w przyszłości. Optymiści mają w zanadrzu także kilka argumentów przemawiających za tym, by do odczytów CLI – podobnie jak do każdego narzędzia analitycznego – podchodzić ostrożnie i nie wyciągać na tej podstawie zbyt daleko idących wniosków.

[srodtytul]Problemem są rewizje[/srodtytul]

Pierwszy argument (niekoniecznie najważniejszy) jest taki, że CLI – choć cechuje się stabilnością trendów – bywa regularnie rewidowany, i to nie tylko o jeden, ale nawet o wiele miesięcy wstecz. Może się więc z czasem okazać, że we wrześniu CLI wcale jednak nie spadł, lecz kontynuował zwyżkę albo stał w miejscu. O taki rozwój wydarzeń będzie tym łatwiej, że nawet według obecnego odczytu skala wrześniowego spadku jest symboliczna (0,1 pkt).

Z tym pierwszym argumentem obrońcy skuteczności wskaźnika OECD mogą jednak stosunkowo łatwo sobie poradzić. Po pierwsze, regularne rewizje, jeśli już przesuwają punkt zwrotny na wykresie CLI, to przesunięcie to jest niewielkie (1–2 miesiące) i przez to nie zmienia istotnie długoterminowej skuteczności wskaźnika. Po drugie, niewielka skala wrześniowego spadku nie jest pocieszeniem, bo równie niewinnie wyglądał początek tendencji spadkowej w 2007 r., jak i wzrostowej w końcu 2008 r. Liczy się sam spadek, jego siła zaś jest kwestią drugorzędną.

Po trzecie wreszcie, nie jest tak, że wrześniowa zniżka jest zupełnie wyrwana z kontekstu. Jak widać na wykresie, jest to zwyczajnie konsekwencja coraz wolniejszego tempa wzrostu w poprzednich miesiącach, a więc kontynuacja i pogłębienie niekorzystnych zjawisk widocznych już wcześniej (w czerwcu CLI urósł o 0,4 pkt, w lipcu o 0,3 pkt, a w sierpniu już tylko o 0,1 pkt).

[srodtytul]Wpadki się zdarzały[/srodtytul]

Znacznie trudniej rozprawić się z kolejnym argumentem optymistów. Mówi on, że chociaż CLI trafnie przestrzegł przed bessą w latach 2000–2001 i 2008, to jednak zdarzały mu się też poważne wpadki. Choćby taka, że alarm przed pęknięciem tzw. bańki internetowej sprzed dekady był zdecydowanie zbyt szybki – pojawił się już w lipcu 1999 r., podczas gdy od tego czasu WIG zwyżkował (do marca 2000 r.) jeszcze o 27 proc., zanim ostatecznie załamała się hossa. Z kolei w czerwcu 2004 r. spadek CLI w ogóle nie okazał się trafny, jeśli chodzi o zapowiedź bessy.

Dotkliwa fala spadkowa wcale nie nadeszła, co można wiązać z wyjątkowo płaskim charakterem fazy spowolnienia gospodarczego. WIG co prawda rósł w kolejnych miesiącach w znacznie wolniejszym niż w 2003 r. tempie, ale jednak o poważnych spadkach nie było mowy. Inwestorzy podejmujący decyzje na podstawie CLI stracili wtedy okazję zarobienia ok. 30 proc. w ciągu 14 miesięcy.

[srodtytul]Za oceanem wzrost, a nie spadek[/srodtytul]

Optymistycznym argumentem przeciwko traktowaniu CLI jako wyroczni jest również zachowanie tego wskaźnika w innych gospodarkach. Według wrześniowych odczytów, CLI dla strefy euro (w tym dla ważnej dla nas ze względu na silne powiązania handlowe gospodarki niemieckiej) nie spada, lecz jedynie stoi w miejscu. Z kolei w przypadku USA po trzymiesięcznej stagnacji CLI nawet ruszył ponownie w górę. W domysłach na temat rozwoju sytuacji trzeba brać pod uwagę agresywną politykę Fedu, który rozpoczyna kolejną rundę luzowania ilościowego. Właściwie jedyną z potężnych światowych gospodarek, w przypadku której widać spadek (i to silny) indeksu CLI, są Chiny.

Czy należy więc snuć czarne scenariusze, skoro na świecie nie widać jakichś szczególnie niepokojących zjawisk? Przykładem z przeszłości wspierającym tę tezę są wspomniane już wydarzenia z lat 1999–2000. Wówczas zdecydowanie lepiej sprawdziło się przyglądanie się wykresowi CLI nie dla Polski, lecz dla USA – wtedy sygnał był bardziej na czasie (pojawił się w maju 2000 r.). Niestety nawet i CLI dla USA nie pomógł w uniknięciu błędnego sygnału w 2004 r.

Do jakiego wniosku prowadzą wszystkie te rozważania? Wygląda na to, że wskaźniki wyprzedzające OECD – podobnie jak każde inne narzędzie analityczne – raz sprawdzają się lepiej, raz gorzej, przy czym ostatecznie bilans zalet i wad przemawia za uważnym monitorowaniem tych wskaźników. Być może warto poszukać rozwiązania kompromisowego i poczekać, aż negatywne sygnały ze strony CLI zostaną potwierdzone przez równie niepokojące sygnały ze strony analizy technicznej. Tymczasem trudno się ich dopatrzyć – indeksy przecież dopiero niedawno ustanowiły nowe rekordy hossy.

[ramka][b]CLI – wczesne ostrzeganie[/b]

Jak twierdzą analitycy OECD, wskaźniki wyprzedzające CLI (Composite Leading Indicators) „zaprojektowano tak, by wcześnie sygnalizowały punkty zwrotne (szczyty i dołki) pomiędzy fazami ekspansji i spowolnienia aktywności gospodarczej”. Dane te dostępne są dla 29 krajów członkowskich organizacji OECD, sześciu innych krajów, a także dla siedmiu stowarzyszeń, takich jak strefa euro. W większości przypadków podstawą dla analityków OECD są tendencje w produkcji przemysłowej poszczególnych krajów. Co prawda przemysł w rozwiniętych gospodarkach nie jest najważniejszą gałęzią pod względem udziału w PKB, ale wahania koniunktury w nim panującej są znacznie większe niż np. wahania kondycji sektora usług. W tym kontekście wrześniowy spadek CLI dla Polski nie dziwi o tyle, że wyraźnie spadła także wygładzona za pomocą trzymiesięcznej średniej kroczącej roczna dynamika produkcji przemysłowej (z 12,8 do 12 proc.).W przypadku naszego kraju analitycy OECD pod uwagę przy wyliczaniu wskaźnika wyprzedzającego biorą również inne dane: kurs złotego, trzymiesięczną stawkę Wibor, liczbę wolnych miejsc pracy w gospodarce, a także... wielkość wydobycia węgla.Następna publikacja CLI zaplanowana jest na 13 grudnia. Przekonamy się wtedy, na ile trwały jest wrześniowy spadek wskaźnika. [/ramka]

Analizy rynkowe
Gotówka dla akcjonariuszy. Firmy coraz częściej stawiają na skupy akcji
Materiał Partnera
Zasadność ekonomiczna i techniczna inwestycji samorządów w OZE
Analizy rynkowe
Dlaczego amerykańskie obligacje rządowe zaczęły być ostro wyprzedawane?
Analizy rynkowe
Na amerykańskie obligacje działają dwie przeciwstawne siły, ale stopy procentowe będą spadać
Analizy rynkowe
Krajobraz po zasłużonej korekcie na Wall Street w I kwartale
Analizy rynkowe
Techniczna spółka dnia. Pod PKO BP zaczyna kruszyć się podłoga
Analizy rynkowe
Tydzień na rynkach: Cła i wojna psują nastroje