Rynki akcji odpokutowują zbyt dobre nastroje

Nerwowość na giełdach i przedłużająca się korekta spadkowa to konsekwencja tego, że wcześniej zapanował trudny do utrzymania optymizm. Analiza historycznych zależności dotyczących popularnych wskaźników nastrojów sugeruje, że proces niwelowania owej euforii będzie mierzony nie tyle w dniach, ile miesiącach

Aktualizacja: 29.11.2010 00:02 Publikacja: 27.11.2010 00:54

Rynki akcji odpokutowują zbyt dobre nastroje

Foto: GG Parkiet

Jednym z ciekawszych wydarzeń ubiegłego tygodnia, jeśli chodzi o dane makro, był najnowszy odczyt wskaźnika Ifo obrazującego nastroje niemieckich przedsiębiorców. Wyskok do 109,3 pkt został rzecz jasna powszechnie zinterpretowany jako sygnał, że firmy u naszego największego partnera handlowego optymistycznie patrzą w przyszłość.

Jak zwykle jednak przy okazji nowych szczytów optymizmu pojawia się przewrotne pytanie o to, jak długo uda się podtrzymać dotychczasową korzystną tendencję. Obecnie pytanie to jest tym bardziej na czasie, że wskaźnik Ifo został wywindowany do poziomu wyższego nawet niż w połowie 2007 r., czyli w okresie, w którym gospodarki osiągały kres swych możliwości, a rynki akcji dotarły do punktu krytycznego i później stopniowo wkraczały w bessę.

[srodtytul]Wskaźniki optymizmu niebezpiecznie wysoko[/srodtytul]

Być może analiza nastrojów przedsiębiorców nie jest zaliczana do grona klasycznych narzędzi stosowanych przez inwestorów giełdowych, ale w podobnym duchu można traktować najnowsze odczyty uznawanego jak najbardziej za klasykę wskaźnika nastrojów analityków amerykańskich, autorstwa firmy badawczej Investors Intelligence. Wskaźnik Bull/Bear, obrazujący proporcję między odsetkiem byków i odsetkiem niedźwiezi” wśród analityków, w ostatnich tygodniach zagalopował się do poziomu 2,78 (co oznacza, że odsetek optymistów jest 2,78 raza większy od odsetka pesymistów), po czym ostatnio zaczął spadać (najnowsza wartość to 2,58).

Nowe kilkumiesięczne szczyty wskaźnika same w sobie nie byłyby powodem do wszczynania alarmu (w końcu poziom optymizmu rośnie już od końca sierpnia – wówczas wskaźnik wynosił zaledwie 0,78), gdyby nie to, że w ujęciu historycznym wartości te stały się dość niebezpieczne z punktu widzenia kontrariańskiego (zakładającego działanie wbrew opinii rynkowej większości).

Wskaźnik znalazł się bowiem właściwie o krok od poziomów, przy których załamała się zwyżka notowań akcji w kwietniu, a wcześniej w styczniu. Co prawda od ówczesnych szczytów dzieli go jeszcze pewien dystans (w kwietniu Bull/Bear Ratio sięgał 3,06, a w styczniu 3,36), ale jak widać na wykresie, pozbywanie się akcji już przy poziomach podobnych do obecnych pozwalało w przeszłości bezpiecznie przeczekać korektę, nawet za cenę ewentualnej przejściowej (nietrwałej) zwyżki kursów.

[srodtytul]Rajd Świętego Mikołaja zagrożony?[/srodtytul]

Uwagę zwraca tu podobieństwo do sytuacji sprzed roku. Także wtedy pod koniec listopada wskaźnik optymizmu został wywindowany do blisko 3 pkt. Co prawda później optymizm urósł jeszcze bardziej (do 3,36 pkt w styczniu), jednak i tak był już na tyle wygórowany, że rynkom brakowało paliwa do „wyprodukowania” tradycyjnego rajdu Świętego Mikołaja, a wyczekiwany efekt stycznia pojawił się w postaci szczątkowej i został szybko zastąpiony przez pierwszą w bieżącym roku silną korektę spadkową. Ta analogia nie napawa optymistycznie przed nadchodzącym przełomem lat. Co ciekawe, można również znaleźć podobieństwo do jesieni 2007 r., kiedy przy podobnych do obecnych poziomach wskaźnika rodziła się stopniowo pierwsza fala bessy na giełdach.

Analiza historycznych zależności prowadzi do wniosku, że proces niwelowania nadmiernego optymizmu na rynkach był w przeszłości na tyle bolesny i długotrwały, że musiały minąć długie miesiące, zanim WIG20 wylizał się z ran i zdołał ustanowić nowe rekordy hossy.

Jeszcze bardziej alarmistycznie prezentuje się jeden z komponentów wskaźnika Bull/Bear Ratio – sam odsetek byków wśród analityków. Przed tygodniem podskoczył do 56,2 proc. W ostatnich trzech latach taki optymizm zanotowano jedynie na początku maja 2010 r., czyli u progu panicznej reakcji rynków na groźbę bankructwa Grecji. Tym razem na tapetę rynki wzięły Irlandię, a w kolejce czeka choćby Hiszpania.

[srodtytul]Inwestorom też dopisywały humory[/srodtytul]

Na podstawie tych rozważań najbliższe miesiące malują się niezbyt różowo, ale można mieć wątpliwości, czy mierzenie optymizmu wśród analityków (tak jak to robi Investors Intelligence) to wystarczająco wiarygodna miara optymizmu panującego na całym rynku. Wątpliwości te rozwiewa szybko inny wskaźnik – pokazujący nastroje członków Amerykańskiego Stowarzyszenia Inwestorów Indywidualnych (AAII).

Według przedostatniego odczytu odsetek byków wśród drobnych graczy wystrzelił do 57,56 proc. Tak euforycznych nastrojów nie notowano od niemal czterech lat! Dla porównania – potężną tegoroczną korektę spadkową na GPW w maju/czerwcu poprzedzał odsetek byków ledwie przekraczający 41 proc. To jednoznacznie podtrzymuje tezę o tym, że w ostatnich tygodniach i miesiącach rynkowy optymizm został wywindowany do niebezpiecznych poziomów, i teraz otworzyło się pole do niwelowania owej euforii.

Co ciekawe, wnioski te doskonale wpisują się w to, o czym pisałem przed tygodniem na temat popularnego wskaźnika technicznego RSI. W tym roku oscylator ten regularnie co kilka miesięcy (a ostatnio nawet częściej) zostaje wywindowany do strefy wykupienia, co kończy się silnymi korektami i oznacza zdecydowane pogorszenie jakości hossy w porównaniu z zeszłym rokiem. Na owe częste objawy wykupienia nakładają się, jak widać, niezdrowe wystrzały optymizmu na rynkach. Dla porównania – ubiegłorocznej hossie towarzyszyły zdecydowanie bardziej umiarkowane nastroje, które na dalszą metę pomagały w zwyżce.

[srodtytul]Kiedy sygnał do powrotu na rynek?[/srodtytul]

Na szczęście dla inwestorów wskaźniki nastroju służyły w przeszłości nie tylko jako przestroga przed nadejściem na parkiet gorszych czasów, ale też jako sygnały do powrotu na giełdę. Jeśli weźmiemy pod uwagę wspomniany odsetek byków wśród drobnych amerykańskich inwestorów, to widać wyraźnie, że w skali ostatnich dwóch lat doskonałym czasem do zajęcia długich pozycji w oczekiwaniu na odbicie notowań był spadek wskaźnika AAII do około 20 proc. Tak stało się m.in. w marcu 2009 r. (u progu hossy) oraz przed lipcową falą zwyżek w tym roku.

[srodtytul]Optymizm wciąż za duży[/srodtytul]

Na razie jednak wskaźnik wciąż wynosi 40 proc. (według odczytu z 18 listopada). Aby akcje stały się atrakcyjne, odsetek byków musiałby się więc skurczyć o połowę. Warto przy tym zastrzec, że podczas gdy w czasie hossy tak niskie poziomy optymizmu były gwarancją odbicia i powrotu do trendu zwyżkowego, to w trakcie ostatniej bessy najczęściej zapowiadały jedynie korektę zwyżkową.

Aby oczekiwać trwałego odbicia, konieczne byłoby również radykalne zniwelowanie optymizmu wśród amerykańskich analityków. W lutym twarde dno WIG20 ustanowił po spadku wskaźnika Bull/Bear Ratio Investors Intelligence do 1,28, a niepokoje związane z kryzysem w strefie euro dobiegły końca w czerwcu 2010 r., po obniżeniu się wskaźnika do 1,23. Od obecnego 2,58 do takich poziomów wciąż jeszcze daleka droga, a o preteksty do niwelowania optymizmu na rynkach nie jest, jak widać, trudno.

Analizy rynkowe
Gotówka dla akcjonariuszy. Firmy coraz częściej stawiają na skupy akcji
Materiał Partnera
Zasadność ekonomiczna i techniczna inwestycji samorządów w OZE
Analizy rynkowe
Dlaczego amerykańskie obligacje rządowe zaczęły być ostro wyprzedawane?
Analizy rynkowe
Na amerykańskie obligacje działają dwie przeciwstawne siły, ale stopy procentowe będą spadać
Analizy rynkowe
Krajobraz po zasłużonej korekcie na Wall Street w I kwartale
Analizy rynkowe
Techniczna spółka dnia. Pod PKO BP zaczyna kruszyć się podłoga
Analizy rynkowe
Tydzień na rynkach: Cła i wojna psują nastroje