Nawet zwyżki na amerykańskiej giełdzie nie były w stanie pomóc w odzyskaniu siły przez polskie indeksy akcji. Dopiero zmiana dotychczasowego trendu na kursie europejskiej waluty, która zaczęła się umacniać w drugiej połowie stycznia, zbiegła się z gwałtownym odreagowaniem na naszej giełdzie. Z podobnym zjawiskiem mieliśmy do czynienia podczas październikowej fali zwyżek, ale wtedy cały świat startował z najniższych od roku poziomów. Tym razem tylko nieliczne kraje, w tym Polska razem z Turcją i Węgrami, odbijały się ponownie z okolic ubiegłorocznych dołków.
Niedźwiedzie zaspały
W tym samym czasie amerykańskie indeksy, mając za nic rozterki naszych krajowych inwestorów, kontynuowały swój marsz w górę, chcąc jednoznacznie pokazać pesymistom, że mogą zapomnieć o powtórce typowej bessy i recesji w USA. Najwyraźniej rynkowe niedźwiedzie zostały złapane w czasie głębokiego zimowego snu, bo przez ostatnie dwa miesiące zwyżek nawet nie pokusiły się o próbę zatrzymania giełdowej hossy w Stanach.
W zachowaniu amerykańskich indeksów trudno nie dostrzec analogii do sytuacji z drugiej połowy 2010 roku. Nie dość, że od ustanowienia dołka z początku października ubiegłego roku indeks S&P500 porusza się po wyznaczonej przez siebie półtora roku wcześniej trajektorii, to jeszcze długo- i krótkoterminowe średnie właśnie zaczęły się ponownie przecinać. W październiku 2010 roku podobne zjawisko dało silny sygnał do kontynuacji zwyżek przez kolejne pół roku. Wtedy również amerykańskie indeksy znalazły się jedynie o włos od pobicia wcześniejszych szczytów i po chwili zawahania z łatwością ustanowiły nowe rekordy dwuletniej hossy (wykres 1). Zakładając kontynuację tej analogii można dojść do wniosku, że zamiast odnotowywać nowe minima na rynku akcji w reakcji na światowy kryzys gospodarczy, indeks S&P500 ma szansę na zaatakowanie poziomu 1500 punktów, czyli szczytów z 2000 i 2007 roku. Prawda, że to kusząca perspektywa? Miesiąc temu nawet bałbym się pomyśleć o takim scenariuszu. Oto co może zmienić jeden miesiąc silnych zwyżek.
Zbyt duży optymizm?
Teoretycznie widoczny od kilku tygodni wysoki poziom optymizmu wśród inwestorów amerykańskich powinien zakończyć szarżę byków i zniweczyć tak pięknie nakreślony plan kilkumiesięcznych zwyżek. Gdy jednak porównamy nastawienie do rynku instytucjonalnych i indywidualnych inwestorów w USA podczas długotrwałych zwyżek z drugiej połowy 2010 roku, do obecnych wskazań sentymentu można dojść do innych wniosków. Pomimo faktu, że pod koniec 2010 roku byki miały coraz większy udział w rynku, zwyżki na giełdzie trwały w najlepsze przez kolejne kilka miesięcy. Co więcej, rynek rósł również wtedy, gdy optymiści zaczęli mieć wątpliwości.
Jednym z czynników ekonomicznych, który pozwala teoretycznie uwiarygodnić koncepcję powtórki scenariusza z drugiej połowy 2010 roku, jest niedawny wzrost indeksów menedżerów logistyki, w szczególności z USA (wykres 2). Zachowanie tych wskaźników w ostatnich kilku miesiącach jest porównywalne z ich przebiegiem tuż po gwałtownym załamaniu z wiosny 2010 roku, kiedy tematem numer jeden stała się groźba wystąpienia podwójnego dna recesji. Jak doskonale pamiętamy, strach przed powtórką z kryzysu 2008–2009 miał tylko wielkie oczy, a gospodarka oraz rynki akcji pokazały swoją siłę. Zachowanie amerykańskich indeksów oraz wskazania ekonomiczne w ostatnich miesiącach wydają się powielać ten sam scenariusz.