Tak absolutnie nie powinno być. Jestem przekonany, że coś musi się w tej kwestii wydarzyć i odpowiedni ludzie powinni się tym zająć.
Ale nie wiemy, czy i kiedy się zajmą...
Dopóki to się nie wydarzy, dopóty ponadgraniczne fuzje z udziałem rynków rozwijających się i rozwiniętych będą co prawda możliwe, ale trudno je będzie uzasadniać biznesowo. To tak nie działa, że jeśli połączy się małą giełdę z dużą, to nagle ta mała giełda będzie mieć wszystkie korzyści tej dużej.
Jeśli spojrzymy na przykład na listę członków giełdy w Pradze i listę członków Wiener Boerse, to widzimy, że bardzo mocno się one różnią, chociaż nasze giełdy są razem od dziesięciu lat. I niewiele możemy na to poradzić.
Takiej sytuacji prawdopodobnie nie byłoby w przypadku łączenia giełd w ramach rynków Europy Środkowo-Wschodniej. Jednak, tak jak powiedziałem, najpierw musi się pojawić silna wola porzucenia wszelkich nacjonalistycznych tendencji. Trzeba rozmawiać na gruncie prawdziwie biznesowym bez jakiegokolwiek angażowania kwestii państwowych – co zawsze jednak było trudne.
Jak pan postrzega kryptowaluty, aktywa cyfrowe i technologię blockchain? Czy europejskie giełdy nie są zbyt powolne w adoptowaniu tej nowej technologii i nowej klasy aktywów?
Nie uważam, że są zbyt powolne. Zacznijmy od technologii blockchain. Praktycznie nie widziałem do tej pory technologii, w której pokładano aż takie nadzieje. W ciągu ostatnich czterech, pięciu lat wpompowano tak wiele pieniędzy w różne projekty, piaskownice, eksperymentalne przedsięwzięcia. Napisano miliony optymistycznych artykułów, zorganizowano tysiące konferencji... I wszystko z tak marnym rezultatem... I nie mówię tutaj tylko o branży finansowej, ale ogólnie.
Przyznaję, że są obiecujące zastosowania technologii blockchain na przykład w branży logistycznej, jednak poza tym nie dostrzegam zbyt wielkich sukcesów. Niektóre znane firmy doradcze, które przez ostatnie dwa, trzy lata były optymistycznie nastawione do blockchaina i technologii DLT (distributed ledger technology, czyli technologia rozproszonych rejestrów – jedną z jej odmian jest blockchain, czyli łańcuch bloków – red.), ostatnio stwierdzają, że raczej nie będzie ona wielkim przebojem. Ciekawe artykuły na ten temat opublikowały McKinsey czy MIT, a z naszej branży pojawiły się wypowiedzi przedstawicieli Bundesbanku stwierdzające, że blockchain nie jest przełomową technologią dla rynków finansowych i kapitałowych, ponieważ jest wolny i zawodny.
Cierpkie słowa.
Cierpkie, ale jestem gotów się pod nimi podpisać.
Jeśli mówimy o kryptowalutach, czy szerzej o kryptoaktywach, ich rzeczywistą przewagą jest arbitraż regulacyjny. W zdecydowanej większości projektów związanych z kryptoaktywami, jakie widziałem lub których twórcy zwracali się do mnie w dyskusjach biznesowych, chodziło o to, by ominąć zapisy dyrektyw MiFID, dyrektywy o prospekcie czy innych regulacji. Większość takich projektów to arbitraż regulacyjny, tylko skryty pod płaszczykiem fintechowych innowacji.
Kiedy rozmawiałem z przedstawicielami takich projektów, wskazywałem im, że to samo można uzyskać, korzystając z technologii scentralizowanej bazy danych. Taki sposób byłby tańszy, szybszy i bardziej niezawodny, jednak podstawowym problemem było to, że wówczas projekt nie otrzymałby plakietki „fintech".
Powinny być tutaj równe reguły gry. Jeśli giełdy, banki, legalni brokerzy muszą stosować się do przepisów, nawet gdy te przepisy nie są dobre, tak jak podkreślałem wcześniej, to nie powinniśmy oklaskiwać osób, które dokonują arbitrażu regulacyjnego w dziedzinie kryptoaktywów – tylko dlatego, że określają się fintechem.
A platformy crowdfundingu udziałowego? One działają zgodnie z regulacjami...
One również są arbitrażem regulacyjnym, choć legalnym, który ma podstawy prawne. Crowdinvesting istnieje już od jakiegoś czasu. Pierwsze spotkania na ten temat mieliśmy około pięciu lat temu i prezentowano wówczas wykresy przypominające te słynne „wykresy kija hokejowego", z których wynikało, że crowdinvesting będzie reprezentował kilkanaście procent rynku. Nie dostrzegam jednak tego ani teraz, ani w przyszłości. Jest to bardzo mała nisza, która prawdopodobnie stanowi dobry punkt startowy dla wybranych małych firm potrzebujących początkowego finansowania. To rodzaj finansowania podobny do oferowanego przez anioły biznesu. Nie uważam, że może stać się „game changerem" na rynku.
Platformy crowdinvestingu nie zaowocują więc dużą liczbą nowych spółek, które z czasem pojawiłyby się na giełdach?
Nie widziałem żadnych analiz, które wskazywałyby, że duża liczba spółek, które pozyskały finansowanie w taki sposób, wejdzie z czasem na rynek regulowany. Z pewnością są takie firmy, jednak nie będzie to żadne istotne źródło. Być może w USA jest więcej przykładów, ale nie w Europie.
Istotne jest, byśmy byli świadomi ryzyka crowdinvestingu. Kiedy spółka – dajmy na to mała spółka – wchodzi na tradycyjny, regulowany rynek, to istnieje duża liczba przepisów, którym musi się podporządkować. Sporo dokumentacji, raportów – nie jest to proste, ale jest do zrobienia. W przypadku crowdinvestingu nie ma zaś prawie wcale odpowiedzialności i są dość niskie bariery, które powstrzymywałyby oferującego akcje przed zebraniem pieniędzy i pryśnięciem z nimi na Karaiby. Oczywiście nie jest to takie czarno-białe, widzę w crowdinvestingu jakąś wartość dodaną, ale nie jest to moim zdaniem czynnik zmieniający reguły w branży inwestycyjnej.
CV
Petr Koblic jest przewodniczącym rady Federacji Europejskich Giełd Papierów Wartościowych (FESE) od października 2018 r. Został wybrany na trzyletnią kadencję. Jednocześnie od 2004 r. zasiada w fotelu prezesa Giełdy Papierów Wartościowych w Pradze, a od 2012 r. jest członkiem zarządu giełdowej grupy CEESEG, obejmującej rynki w Wiedniu i Pradze, oraz od 2016 r. członkiem zarządu ds. finansowych Wiener Börse. Z rynkiem kapitałowym związany od 1993 r. W skład FESE wchodzi obecnie 19 operatorów giełdowych z 30 krajów, w tym także GPW w Warszawie. Rada FESE liczy 13 przedstawicieli tych instytucji, zasiada w niej także szef GPW Marek Dietl. Na rynkach skupionych w FESE notowanych jest 8456 spółek o łącznej kapitalizacji 5,5 bln euro.