– Odrodzenie rynku obligacji korporacyjnych nastąpi, ale zabierze dużo czasu – uważa prof. Dariusz Filar, który wziął udział w panelu poświęconym przyszłości rynku obligacji korporacyjnych w Polsce podczas IX Europejskiego Kongresu Finansowego. Podobnie umiarkowany optymizm pobrzmiewał z wypowiedzi Aleksandra Łaszka – głównego ekonomisty FOR, który przypomniał, że polskie przedsiębiorstwa nadal cechuje relatywnie niska suma bilansowa (w relacji do PKB), a prywatne przedsiębiorstwa wciąż czekają z inwestycjami, których uruchomienie wiązać się będzie ze zwiększeniem sumy pasywów, co oczywiście otwierałoby szansę na finansowanie dłużne.
Czy faktycznie mogą to być obligacje? Adam Pers, wiceprezes mBanku, miał na ten temat raczej sceptyczny pogląd. Jego zdaniem sektor bankowy w Polsce jest przekapitalizowany i nadpłynny, co oznacza, że banki walczą o możliwości udzielenia kredytów klientom, posiadającym zdolność do ich obsługi. Ponieważ kredyty są tańsze od obligacji i w dodatku bardziej elastyczne (łatwiej porozumieć się z bankiem w sprawie zmiany warunków umowy kredytowej niż z obligatariuszami w sprawie zmiany warunków emisji obligacji), również przedsiębiorstwa chętniej wybierają kredyty bankowe. Z tego względu – jego zdaniem – na rynek obligacji trafiają te podmioty, których obsługą nie są zainteresowane banki, względnie takie, które chcą zdywersyfikować źródła finansowania, a rynek obligacji ma dla nich atrakcyjną ofertę (z tego powodu, że gros środków pozyskały z sektora bankowego).
Private debt przyszłością rynku?
Z tą oceną sytuacji zgodził się Tomasz Czechowicz, prezes i założyciel MCI, ale podał także gotowe rozwiązanie problemu. Jego zdaniem rynek długu jest podobny do rynku akcji. Część emitentów pozyskuje finansowanie na rynku publicznym, ale są też takie firmy, które wymagają indywidualnej i dedykowanej oceny funduszy private equity. Długiem firm, który nie mieści się w bankowych scoringach powinny więc – jego zdaniem – zająć się fundusze private debt, które rozwinęły się w ostatniej dekadzie na rynkach zachodnich.
Według Tomasza Mrowczyka, dyrektora biura inwestycji strukturyzowanych w TFI PZU, sektor private debt rozwinął się w Europie Zachodniej z dwóch powodów – po pierwsze, słabości sektora bankowego po kryzysie finansowym, po drugie, z uwagi na poszukiwanie przez inwestorów atrakcyjnych spreadów (zysków) w warunkach ultraniskich stóp procentowych. Tego typu fundusze – w jego opinii – są w mniejszym stopniu zainteresowane polskim rynkiem ze względu na ryzyko walutowe.
Adam Pers przyznał, że mBank pracuje nad stworzeniem funduszu typu private debt, ale zastrzegł, że taki fundusz – ze względu na niską płynność inwestycji – nie powinien być finansowany przez inwestorów indywidualnych. Tomasz Czechowicz przyznał z kolei, że od dłuższego czasu stara się przekonać zagraniczne fundusze private debt do inwestycji w naszym regionie Europy.