Niemniej odbicie cen w górę jest symboliczne i wynika bardziej z sytuacji technicznej na wykresie notowań niż z uwarunkowań fundamentalnych. Ceny ropy bowiem ocierają się już z powrotem o barierę 100 USD za baryłkę – przynajmniej jeśli chodzi o wycenę ropy WTI (w przypadku ropy Brent nadal mamy ceny rzędu 104–105 USD za baryłkę). Tymczasem, z fundamentalnego punktu widzenia, na rynku ropy pojawiło się więcej optymizmu w kwestii podaży, a tym samym – większa presja na spadek cen. Sprzedający dominowali przede wszystkim w drugiej połowie poprzedniego tygodnia po ogłoszeniu przez Joe Bidena planów stopniowego uwalniania strategicznych rezerw ropy naftowej, począwszy od maja przez kolejne pół roku.
Dodatkowym czynnikiem uspokajającym inwestorów okazał się rozejm na Bliskim Wschodzie pomiędzy koalicją pod wodzami Arabii Saudyjskiej a bojówkami Huti, powiązanymi z Jemenem. Ruch Huti w ostatnich tygodniach kilka razy atakował saudyjską infrastrukturę naftową, co budziło obawy o powtarzanie się tych incydentów i coraz większy ich wpływ na produkcję ropy naftowej w Arabii Saudyjskiej – kraju będącym trzonem kartelu OPEC i jednym z czołowych globalnych producentów (a przede wszystkim krajem, który jako jeden z nielicznych mógłby potencjalnie zwiększyć wydobycie ropy w krótkim czasie, jeśli byłaby taka potrzeba).