Zadłużenie grupy Ciechu sięga obecnie 1,7 mld zł. Banki mają się więc o co bić, szczególnie że zobowiązania firmy – jak wynika z informacji „Parkietu” – pozostaną na zbliżonym poziomie jeszcze przez najbliższe dwa lata. Pośrednio potwierdzają to zresztą także przedstawiciele Ciechu. Po I kwartale tego roku stosunek długu netto do wyniku EBITDA (czyli zysku operacyjnego powiększonego o amortyzację) wynosił 4,6 (na koniec 2008 r. sięgał 3,4).
Zdaniem prezesa Ciechu Ryszarda Kunickiego, taki wskaźnik tylko za oceanem mógłby niepokoić, a jak na europejskie standardy, nie jest niczym nadzwyczajnym. – W przypadku arabskiego koncernu chemicznego SABIC wskaźnik długu netto do EBITDA wynosił niedawno aż 15 i nic się nie działo – powiedział w zeszłym tygodniu prezes Kunicki. – Chcielibyśmy jednak, by u nas ten wskaźnik spadł na koniec 2011 r. poniżej 2,5 – dodał.
Robert Bednarski, wiceszef spółki odpowiedzialny za finanse, stwierdził, że zadłużenie nie będzie już rosło, a po okresie wzmożonych inwestycji radykalnie spadnie. – Za pięć lat na pewno będzie niższe niż 1 mld zł – zapewnił wiceprezes.
[srodtytul]Sześć zamiast osiemnastu[/srodtytul]
Gros długów obecne władze Ciechu odziedziczyły po poprzednim zarządzie i od listopada 2008 r. prowadzą negocjacje w sprawie restrukturyzacji zadłużenia. Kunicki liczy na to, że jesienią podpisze nową umowę z bankami finansującymi grupę. W efekcie miałyby się obniżyć koszty obsługi zadłużenia. Jednym z celów jest ograniczenie liczby wierzycieli. – Chcemy, by firmę obsługiwało docelowo pięć, sześć dużych banków – przyznał Bednarski.