Analitykowi bardziej może opłacać się praca w Warszawie niż w Londynie

Z Rafałem Lisem, członkiem zarządu Opera TFI, rozmawia Natalia Chudzyńska

Publikacja: 25.09.2009 12:09

Rafał Lis, członek zarządu Opera TFI

Rafał Lis, członek zarządu Opera TFI

Foto: PARKIET, Szymon Łaszewski SL Szymon Łaszewski

[b]Teraz jest Pan członkiem zarządu stosunkowo niewielkiego prywatnego towarzystwa funduszy inwestycyjnych, Opery. W Komisji Nadzoru Finansowego leży zawieszony wniosek o zgodę na Pana własne TFI, bo i taki miał Pan pomysł na siebie, zanim branżę dopadł kryzys. Czy zatem dla kogoś, kto zrobił świetną karierę w wielkich międzynarodowych korporacjach, ostatecznym celem jest ucieczka od komercji?[/b]

Muszę przyznać, że dość późno dojrzałem do tego, by otworzyć własny biznes. Wcześniej nie wybiegałem za bardzo w przyszłość. Zmieniałem zajęcie, gdy przestawałem czuć, że spełniam swoje ambicje. I rzeczywiście w końcu przyszedł czas, gdy poczułem, że ambitnym przedsięwzięciem jest własne TFI lub realizowanie własnych pomysłów w innym TFI, za którym nie będą stały fasady wielkich instytucji. Ale jednocześnie jest mnóstwo osób, które do końca życia pracują w korporacjach. Trudno więc tu o regułę.

[b]Czy karierę w świecie finansów trzeba wcześniej zaplanować? Trzeba wybrać odpowiednio studia? Dziś można znaleźć na wysokich stanowiskach wiele osób, których studia nie miały nic wspólnego z ekonomią. Czy za kilka lat to już nie będzie takie powszechne? [/b]

Myślę, że wciąż nie ma konieczności studiowania ekonomii, żeby zrobić karierę w branży finansowej. Można ukończyć studia podyplomowe, MBA, zdawać różne egzaminy, zdobywać certyfikaty, które dobrą praktykę zamienią na zapisane na papierze kompetencje. Choć trzeba przyznać, że studia ekonomiczne mogą być źródłem dobrych kontaktów na przyszłość.

[b]A czy nie jest tak, że certyfikaty jak CFA czy doradcy inwestycyjnego, o ile nie są wymagane przepisami prawa na danych stanowiskach, nie są dziś już tak istotne, jak były w latach 90., gdy polski rynek kapitałowy jeszcze raczkował?[/b]

Myślę, że zarówno wówczas, jak i dzisiaj pracodawca kieruje się posiadaniem przez potencjalnego pracownika licencją tylko wówczas, gdy jest to wymagane przepisami prawa. Oczywiście, certyfikaty są dobrze widziane, bo są poświadczeniem tego, że ktoś zdobył się na wysiłek, żeby zdać egzamin. Często świadczą też o zdolnościach intelektualnych. Ale na pewno dany tytuł czy certyfikat nie jest wystarczającym warunkiem zatrudnienia kandydata.

[b]Czy w Polsce jest dużo instytucji, które dają szansę międzynarodowego rozwoju zawodowego?[/b]

Niestety nie. Citigroup, który taką możliwość mi dał, jest pod tym względem rzeczywiście unikalny. Promocja wyjazdów zagranicznych jest charakterystyczna dla anglosaskich modeli korporacji. W większości pozostałych firm dużą część międzynarodowych spraw załatwia szef, przez co pozostali mają mniej przestrzeni do tego typu rozwoju.

[b]Polacy jako pracownicy branży finansowej są cenieni na Zachodzie?[/b]

Chyba trudno jednoznacznie odpowiedzieć na to pytanie. Na pewno są cenieni jako menedżerowie na Wschodzie.

[b]Pan ostatecznie wrócił do Polski. Ale gdyby miał Pan wybrać inny kraj, który by to był? Gdzie za granicą Polakowi najlepiej się pracuje?[/b]

Nie ma jednoznacznej odpowiedzi na to pytanie. Ja mam sentyment do Hongkongu. Wielu Polaków kocha Londyn, ale i wielu go nienawidzi. Zresztą Polaków w Londynie jest bardzo dużo. Nie tylko w coffee barach, ale właśnie w instytucjach finansowych. To wynika głównie z tego, że centrale europejskie światowych instytucji finansowych mają tam siedziby. A zatrudniają tysiące osób. Ostatnio słyszałem, że w Australii jest fajnie.

[b]Myśli Pan, że head-hunterzy wyłapują Polaków do pracy w Londynie, czy trzeba samemu się o nią postarać?[/b]

Wyłapują, ale głównie do tego, żeby w Londynie zajmowali się polskim rynkiem. Wciąż jednak dotyczy to głównie analityków. Transfery zarządzających aktywami są mniej popularne. To wynika z tego, że 95 proc. polskich zarządzających ma jedynie polskie doświadczenie. Ewentualnie zajmują się kilkoma spółkami z regionu. Tacy zarządzający są mało atrakcyjni dla Londynu. Tam nie ma produktów ukierunkowanych jedynie na Polskę, ale co najmniej na cały nasz region. Polski zarządzający w Londynie musi więc najpierw być jedynie członkiem zespołu i stopniowo nabierać doświadczenia. Generalnie myślę, że warto być aktywnym. Nie ma co czekać na telefon od head-huntera. Trzeba wysyłać CV do instytucji, które są zainteresowane budowaniem zespołu zajmującego się Europą Środkowo-Wschodnią. Jeżeli interesuje nas inny region, lepiej chyba pojechać do Londynu i tam bezpośrednio aplikować na relatywnie niskie stanowisko, gdzie argumentem będzie MBA czy CFA. I dopiero wówczas wspinać się po tzw. ścieżce kariery.

[b]W Londynie zarabia się dużo lepiej niż w Polsce?[/b]

Na poziomie gwiazd zarządzania aktywami różnice nie są duże albo nie ma ich wcale. Im wyższe stanowisko, tym dysproporcja jest mniejsza. Jednak i na niższych stanowiskach różnice nie są kolosalne. Analityk w Warszawie na pewno dostanie mniejszą pensję niż w Londynie, ale różnica nie będzie kilkukrotna. A jeśli do tego dołożymy różnice w kosztach życia, które w Warszawie są znacznie niższe, może się okazać, że różnica praktycznie zanika. Żeby w Londynie mieszkać wygodnie w fajnym miejscu, jadać dobrze na mieście i móc pozwolić sobie na atrakcyjne spędzanie wolnego czasu trzeba zarabiać naprawdę dużo pieniędzy. Może się więc okazać, że analityk, jeśli chce wygodnie żyć, bardziej będzie mu się opłacało pracować w Polsce. Duże międzynarodowe korporacje stosują nawet odpowiednie indeksy. Bazową pensję obniżają lub podnoszą w zależności od poziomu kosztów życia w danym kraju.

[b]Porozmawiajmy o Pana przygodzie z rządem. Był Pan doradcą premiera Belki przy procesach prywatyzacyjnych. Nie był Pan zrzeszony z żadną partią polityczną. Czy myśli Pan, że dzisiaj osoba niezależna też mogłaby piastować tego rodzaju stanowisko? [/b]

Myślę, że z powodzeniem można zrobić karierę w resorcie finansów bez przynależności do partii. Sporo jest osób, które zajmują stanowiska dyrektorów czy nawet podsekretarzy i są nie tylko niezrzeszone, ale nawet niekojarzone z określoną opcją polityczną. Doradców rządu spoza partii też można znaleźć. Trzeba jednak pamiętać, że praca w ministerstwie wymaga pewnych wyrzeczeń, bo nie wiąże się ze zbyt dużymi zarobkami.

[b]Pan chyba sporo życia poświęcił pracy... Czy myśli Pan, że żeby dużo osiągnąć w branży finansowej, trzeba też bardzo dużo poświęcić?[/b]

Mam nadzieję, że nie trzeba. Ale nie wiem, czy to prawda. (śmiech) Sam chyba nie znam osób, które zrobiły dużą karierę i jednocześnie nie poświęciły większości życia pracy.

[b]Dziękuję za rozmowę. [/b]

[ramka][b]Rafał Lis[/b]

Li­cen­cję ma­kle­ra zdo­był już na I ro­ku stu­diów eko­no­micz­nych na Uni­wer­sy­te­cie War­szaw­skim. Do­stał kil­ka pro­po­zy­cji pra­cy. Wy­brał biu­ro ma­kler­skie BGŻ. Dwa la­ta póź­niej, w 1993 r., zdał eg­za­min na do­rad­cę in­we­sty­cyj­ne­go. Ma li­cen­cję nr 2. Stwo­rzył w BGŻ ze­spół do­radz­twa

in­we­sty­cyj­ne­go i za­rzą­dza­nia ak­ty­wa­mi. Ze­brał kil­ka­dzie­siąt mi­lio­nów zło­tych – du­żo jak na tam­te cza­sy. Ale miał więk­sze am­bi­cje. Po­sta­no­wił odejść. Nie chciał od ra­zu do­łą­czyć do kon­ku­ren­cyj­nej fir­my. Sko­rzy­stał z pro­po­zy­cji Mar­ka Bel­ki, ów­cze­sne­go wi­ce­pre­mie­ra, by być je­go do­rad­cą ds. pry­wa­ty­za­cji, m.in. PBK, Han­dlo­we­go, PZU. W 1998 r. wró­cił do biz­ne­su.

W Han­dlo­wym two­rzył spół­kę za­rzą­dza­ją­cą ak­ty­wa­mi, na­stęp­nie prze­jął tak­że za­rzą­dza­nie to­wa­rzy­stwem fun­du­szy in­we­sty­cyj­nych. Kil­ka lat po tym, gdy Ci­ti prze­jął Han­dlo­wy, za­pro­po­no­wa­no mu pro­wa­dze­nie as­set ma­na­ge­men­tu w Ko­rei. Po­tem, już w bar­wach Legg Ma­son, gdy ten ku­pił Ci­ti­gro­up As­set Ma­na­ge­ment, był Hong­kong. Po kil­ku­na­stu mie­sią­cach za­tę­sk­nił za Pol­ską, bo za rzad­ko uda­wa­ło mu się przy­jeż­dżać do kra­ju. Zaj­mo­wał się glo­bal­ny­mi pro­jek­ta­mi. Ro­bie­nie te­go z Pol­ski z cza­sem oka­za­ło się ma­ło efek­tyw­ne. Za­pro­po­no­wa­no więc mu Lon­dyn. Ale nie chciał już wy­jeż­dżać. Po­za tym już wów­czas za­czął my­śleć o wła­snym biz­ne­sie.

Był 2007 r. Roz­stał się z Legg Ma­son i za­czął two­rzyć Ca­spian Ca­pi­tal TFI, wła­sne to­wa­rzy­stwo. Gdy bran­żę do­tknął kry­zys, za­wie­sił swo­je pla­ny. Przy­szedł do Ope­ra TFI, za­rzą­dza­ne­go przez ko­le­gę z daw­nych lat, Ma­cie­ja Kwiat­kow­skie­go, do­rad­cę in­we­sty­cyj­ne­go z li­cen­cją nr 1.

[/ramka]

[srodtytul]Więcej w dzisiejszym dodatku do Gazety Giełdy "Parkiet" "Droga do kariery"[/srodtytul]

[link=http://www.kariera.pl/praca/katalog/kraj/43/]Praca w Londynie?[/link]

Parkiet PLUS
Pierwsza fuzja na Catalyst nie tworzy zbyt wielu okazji
Materiał Partnera
Zasadność ekonomiczna i techniczna inwestycji samorządów w OZE
Parkiet PLUS
Wall Street – od euforii do technicznego wyprzedania
Parkiet PLUS
Polacy pozytywnie postrzegają stokenizowane płatności
Parkiet PLUS
Jan Strzelecki z PIE: Jesteśmy na początku "próby Trumpa"
Parkiet PLUS
Co z Ukrainą. Sobolewski z Pracodawcy RP: Samo zawieszenie broni nie wystarczy
Parkiet PLUS
Pokojowa bańka, czyli nadzieje i realia końca wojny o Ukrainę