Dla spółek handlujących bakaliami ostatnie miesiące są dosyć trudne. Z czego to wynika i czy można spodziewać się jakiejś poprawy?
Ten rok jest trudny dla wszystkich branż, nie tylko bakaliowej, bo spada siła nabywcza Polaków. Ale są takie kategorie produktów, które spadają mocniej niż cały rynek spożywczy. A do tych kategorii zaliczają się właśnie bakalie. Bezpośrednią przyczyną takiej sytuacji jest ograniczenie zakupów produktów, które nie są niezbędne do funkcjonowania. Jeżeli założymy, że w pierwszym koszyku znajdują się takie produkty jak mleko, chleb, masło, ziemniaki, mięso czy płatki śniadaniowe, to bakalie są w 4. lub 5. koszyku potrzeb. Tam klienci, jeżeli nawet nie rezygnują z zakupów, to w najlepszym wypadku ograniczają ich wielkość. Dla kategorii bakalii ten rok będzie słaby, ponieważ dodatkowo wzrost cen surowców dotyka prawie każdego produktu bakaliowego.
Jak ocenia Pan dotychczasowe przejęcia dokonane przez Bakalland – czy wszystkie były udane i czy możliwe są kolejne. Nie rozważacie fuzji z którąś z giełdowych firm – Helio lub Atlantą?
Najwyżej oceniam te transakcje, które były największe, lub w których „kupowaliśmy" jakieś brakujące nam kompetencje. Wysoko oceniam zakup spółki Polgrunt. Dzięki tej transakcji kupiliśmy – w dużym skrócie – technologie, które posiadała ta spółka, i możliwość insourcingu (przeciwieństwo outsourcingu – red.) tej produkcji, której do tego czasu nie umieliśmy ogarnąć w naszej fabryce. Oczywiście wysoko oceniam także zespół, który za tym stał.
Bardzo dobrze oceniam zakup spółki Hordgal, bo pozyskany zespół ludzi w znaczący sposób wpłynął na poprawę organizacji Bakallandu. Wysoko oceniam też najdroższą transakcję, czyli zakup 100 proc. udziałów w spółce Pifo Eko Strefa. Pozwala ona nam w szybkim tempie zmieniać strukturę handlu na zdecydowanie bardziej eksportową oraz poszerzać asortyment o produkty pasujące do strategii związanej ze zdrową żywnością, a jednocześnie bardziej przetworzone.