Kogokolwiek spytać, usłyszymy: „Nikt się już nie zastanawia, czy będą podwyżki; wszyscy pytają – o ile". O ile?
To zależy od tego, co przyjmiemy za punkt odniesienia. W powszechnym odbiorze jest to 2018 r., choć moim zdaniem, dla oceny czy w 2020 roku będzie wzrost czy spadek cen, należy za punkt odniesienia przyjąć rok 2019, kiedy – moim zdaniem – ceny również były regulowane. Mieliśmy nawet w tym roku dwóch regulatorów: z jednej strony prezesa URE – dla dystrybucji, a z drugiej ustawodawcę, który w rozporządzeniu do tzw. ustawy prądowej ustalił quasi-taryfy. Wyliczona na tej podstawie cena energii dla odbiorców końcowych w gospodarstwach domowych powinna w 2019 roku wynosić średnio od ok. 299 zł/MWh do ok. 313 zł/MWh. Zatem, gdyby nie tegoroczne dopłaty dla przedsiębiorstw energetycznych, to sprzedawcy na rachunkach dla odbiorców umieszczaliby ceny na takim właśnie poziomie.
To oznacza wzrost o...
Możemy więc mówić o 27-procentowym uśrednionym wzroście cen energii w roku 2019 w stosunku do 2018, z czego mniej więcej połowa byłaby odczuwalna w rachunkach klientów.
Mając ten punkt odniesienia, w ramach postępowań taryfowych możemy prowadzić – i prowadzimy – dialog z przedsiębiorstwami energetycznymi. Na tym etapie mówienie o szczegółach raczej temu dialogowi nie pomoże. Jeżeli nastąpi zbliżenie stanowisk, możliwe będzie zatwierdzenie taryfy i wtedy będziemy w stanie powiedzieć, jak kształtuje się cena dla odbiorcy końcowego. Dużo czasu nam nie zostało, jeżeli przedsiębiorstwa chcą wprowadzić nowe taryfy od 1 stycznia 2020 roku, powinniśmy zakończyć postępowanie w najbliższy wtorek, 17 grudnia.