Polskie banki są efektywne kosztowo w porównaniu z ich odpowiednikami z Europy Zachodniej. Jednak coraz trudniej im będzie śrubować dobre wskaźniki wydajności.
Niewielka poprawa
Przyjrzeliśmy się największym bankom z GPW, które do tej pory opublikowały wyniki za 2019 r. Wzięliśmy pod uwagę koszty działania z amortyzacją, w tym opłaty na Bankowy Fundusz Gwarancyjny, oraz podatek od aktywów. W kosztach działania nie uwzględnialiśmy rezerw na hipoteki walutowe czy zwroty prowizji za kredyty konsumenckie spłacone przed czasem, które istotnie obciążyły wyniki sektora w 2019 r. – potraktowaliśmy je jako koszt ryzyka kredytowego lub zdarzenia jednorazowe. Zestawiając tak zdefiniowane koszty z przychodami, najbardziej efektywnym pod tym względem bankiem w 2019 r. był PKO BP – jego wskaźnik kosztów do przychodów (ang. cost to income – C/I) wyniósł 48,7 proc. i wyraźnie poprawił się wobec 2018 r., gdy było to 50,2 proc. Zaraz za liderem polskiego sektora uplasował się wyraźnie mniejszy Alior, który mimo trudnego roku zanotował wskaźnik na poziomie 48,9 proc. Dobrze wypadł też Santander, który mimo wzrostu kosztów miał równe 50 proc., oraz mBank i ING Bank Śląski, od lat jedne z najbardziej efektywnych pod tym względem banków, który zanotowały odpowiednio 50,5 proc. i 50,6 proc. Jednak w przypadku banków frankowych, czyli wspomnianych PKO BP, Santandera, mBanku oraz Millennium (56,9 proc.) wskaźniki C/I byłyby wyższe, gdyby w kosztach działania uwzględnić rezerwy na hipoteki walutowe. To samo dotyczy tych banków, które mocno ucierpiały na konieczności zwrotu prowizji za kredyty konsumenckie spłacane przed czasem – jak na przykład Alior – część rezerw na ten cel księgowana była w pozostałych kosztach operacyjnych. Gorzej wypadli Pekao czy Handlowy, którzy zanotowali C/I odpowiednio 55 proc. i prawie 60 proc., do czego mocniej niż u innych przyczynił się wzrost składek na BFG ze względu na ich duże depozyty firm. W Pekao dodatkowo zaszkodziły koszty restrukturyzacji zatrudnienia. Gdybyśmy wyłączyli z kosztów działania opłaty na BFG i podatek bankowy, średnio wskaźnik C/I ośmiu banków obniżyłby się aż o 10,7 pkt proc. Wtedy najefektywniejszymi byliby mBank (37,5 proc.), PKO BP (38,2 proc.) i Alior (38,8 proc.).
Spośród analizowanej grupy tylko połowie banków w 2019 r. udało się poprawić C/I, a jeśli się tak działo, to raczej w niewielkim stopniu. To skutek trudniejszych warunków na bankowym rynku. Z jednej strony przychody są pod presją m.in. regulacji (wspomniane zwroty prowizji bijące w wynik odsetkowy) czy słaby od lat wynik z opłat i prowizji (na szczęście dla banków maleją koszty finansowania i poprawia się marża, nie tak złe jest też tempo wzrostu akcji kredytowej). Z drugiej – i ten czynnik wydaje się ważniejszy – puchną koszty: nie tylko te, którymi bank może do pewnego stopnia zarządzać – jak rosnące wydatki na IT czy presja płac – ale przede wszystkim te będące poza jego kontrolą, jak opłata na Bankowy Fundusz Gwarancyjny, która rośnie w dwucyfrowym tempie i nie jest kosztem podatkowym, czy podatek bankowy rosnący mniej więcej w tempie przyrostu aktywów. Na korzyść banków przemawia to, że przychody są średnio dwa razy większe niż koszty, więc nawet mniejszy procentowo ich wzrost niż kosztów pomaga utrzymać C/I.
– Ten wskaźnik efektywności trudno będzie poprawić. Z jednej strony przychody rosną, choć nie tak szybko jak kiedyś, ale koszty – w dobie inwestycji w IT trudno w nieskończoność obniżać. Wskaźnik ten ma spore znaczenie: banki z niskim C/I mogą sobie pozwolić na większe inwestycje w nowości czy w procesy docelowo obniżające koszty, co wprawdzie podwyższa im wydatki, ale wciąż do akceptowalnego poziomu, jednak wywiera presję na mniej efektywnych kosztowo konkurentów. Presja ta przybiera w skrajnym przypadku formę zmuszenia do sprzedaży polskiego podmiotu – mówi Marcin Materna, szef działu analiz Millennium DM.
Dodaje, że w sektorze trwa walka o miano najnowocześniejszego banku, co przy dobrej efektywności kosztowej umożliwia większe wydatki na IT, ale i obniża w krótkim terminie możliwość poprawy wskaźnika C/I. – Ten pewnie spadałby szybciej, gdyby banki nic nie robiły w tej kwestii, ale odbiłoby się to długoterminowej rentowności. Zwróćmy jeszcze uwagę na fakt, że regulacje prawne i będące ich konsekwencją duże odpisy od czasu do czasu sprawiają, że o ile koszty administracyjne i osobowe się poprawiają, to rosną koszty regulacyjne i prawne (ugody, kary itp.). Biorąc wszystko pod uwagę, a także podatek czy rosnące opłaty na BFG trudno oczekiwać, że wskaźnik C/I będzie ulegał dalszej zauważalnej poprawie. Po osiągnięciu pewnego poziomu, którego banki już są blisko, lepiej zawalczyć o wolumeny czy poprawę atrakcyjności oferty, co choć wiązałoby się z kosztami, przyniosłoby poprawę przychodów i przy tym samym wskaźniku C/I umożliwiło wzrost zysku – wyjaśnia Materna. Podkreśla, że C/I to niejedyna miara efektywności banku i nie może być on celem samym w sobie. Dobrym przykładem jest Alior, który od paru lat jest najlepszy lub prawie najlepszy pod względem C/I, ale jego rentowność ROE nie jest już tak dobra. Było tak szczególnie w 2019 r. (raportowana wyniosła tylko 3,8 proc. w porównaniu z ponad 10 proc. w PKO BP). Dzieje się tak, bo C/I pomija tak ważne w rachunku wyników takie aspekty, jak koszty ryzyka czy inne dochody oraz koszty operacyjne. Dlatego właśnie Alior, który ma wyższą marżę odsetkową (co podbija przychody), ale za to też „płaci" większymi kosztami ryzyka (to jednak umyka wskaźnikowi C/I), jest tak wysoko w zestawieniu efektywności kosztowej. Odwrotnie jest z Handlowym, który ma bardziej „zrównoważone" wskaźniki.