NCIndex od dołka z połowy marca zyskał niemal 200 proc. Popularne są też małe spółki z głównego rynku GPW. Jednak w czwartek na rozgrzane głowy inwestorów wylany został kubeł zimnej wody – NCIndex stracił 15 proc., to największy spadek na jednej sesji w historii.
Zwyżki oderwane od bieżącej sytuacji
– Sytuację na New Connect można określić jednym zdaniem: bańka gotowa do przekłucia. Czwartkowy spadek notowań to przedsmak tego, co może się dziać, gdy inwestorzy na gwałt zaczną realizować niebotyczne zyski z ostatnich miesięcy. W wielu przypadkach sprzedaż nawet przy kursie zniżkującym o 20 proc. gwarantuje i tak wysoki zysk z inwestycji – ocenia Marcin Materna, szef działu analiz Millennium DM. Jego zdaniem obecna sytuacja na New Connect przypomina ostatnią fazę hossy z lat 2001–2007. – Wtedy też wydawało się, że małe spółki to przyszłość, nie można stracić, bo mniejsze firmy to najlepsza część gospodarki, wyniki nie miały znaczenia, bo liczyła się przyszłość, a małe spółki miały być najbardziej perspektywiczne. Kursy rosły, TFI tworzyły fundusze, inwestorzy kupowali jednostki. I pewnego dnia zabrakło paliwa w postaci nowych środków i kursy runęły. Wzrost na New Connect, to nie odbicie po spadkach, tylko regularna hossa i to przypominającą fazę schyłkową: akcje firm z modnych branż biją rekordy, a wyniki nie zmieniły się aż tak, by to uzasadnić. Inwestorzy kupują odległą przyszłość – ocenia Materna. Szczególnie popularne są firmy z takich branż, jak biotechnologia, medycyna, fotowoltaika i gry.
– Wzrost notowań części spółek jest uzasadniony bieżącą sytuacją fundamentalną i perspektywami rozwoju. Branże takie jak technologia, producenci gier czy medycyna, mogą skorzystać sytuacji związanej z pandemią i zmianami w gospodarce. Ale tylko liderzy będą potrafili wykorzystać okazję do poprawy wyników i budowy wartości w długim terminie. Druga grupa spółek rośnie na fali dobrych nastrojów w stosunku do liderów danych branż, ale mogą mieć problem ze sprostaniem oczekiwaniom i wykorzystaniem sytuacji do długoterminowego rozwoju. Dlatego zalecam ostrożność, szczególnie że oczekiwania inwestorów są wysokie – mówi Bartosz Pawlak, zarządzający w Baltic Capital TFI.
NCIndex od początku roku zyskał 137 proc. (w tym czasie sWIG80 urósł o 19 proc., ale mWIG40 stracił 9 proc., a WIG20 spadł o 17 proc.). – Od szczytu z 2008 r. NCIndex spadł o 85 proc. i po 230-proc. odbiciu z dołka w marcu 2020 r. zniósł blisko prawie 40 proc. spadków od 2007 r. Indeks próbuje więc odreagować blisko 12-letnią słabość. Warto dodać, że wartość miesięcznych obrotów na NC w lipcu wyniosła blisko 2,1 mld zł wobec zaledwie zazwyczaj 0,05–0,10 mld zł w latach 2008–2019. Małe spółki były jedną z ofiar awersji do ryzyka, mniejszej płynności czy mniejszej transparentności. Natomiast w obliczu poszukiwania ryzyka zyskują najbardziej – mówi Sobiesław Kozłowski, dyrektor departamentu analiz i doradztwa w Noble Securities.
Niektóre małe firmy zyskały w tym roku nawet kilkaset procent. Adam Łukojć, zarządzający w Allianz TFI, zwraca uwagę, że sam wzrost kursu, nawet bardzo duży, nie oznacza jeszcze bańki. – O bańce można mówić, gdy cena akcji przestaje mieć związek z fundamentami. A na fundamenty można popatrzeć – w uproszczeniu – jak na sumę dwóch części: obecnej sytuacji i nadziei na przyszłość. W przypadku wielu firm, których akcje silnie podrożały, obecnie osiągane wyniki mogą wytłumaczyć tylko niewielką część kapitalizacji, ale kapitalizacja często opiera się na nadziei na przyszłość. Jeśli w przypadku danej spółki wzrost był uzasadniony, spróbujmy trzeźwo ocenić prawdopodobieństwo, że nadzieje inwestorów zostaną spełnione. Warto popatrzeć na historię: jeśli np. spółka biotechnologiczna opracowała już kilka leków, możemy mieć nadzieję, że uda jej się z kolejnym; jeśli firma informatyczna ma klientów na swój produkt, to można wierzyć, że pojawią się następni – mówi Łukojć. Ale jeśli nadzieja opiera się tylko na nagłówkach komunikatów czy artykułów, a spółka ma słabe dotychczasowe dokonania, nie wyceniałbym jej wysoko.