Jest z nami dyrektor generalny Polskiego Związku Firm Deweloperskich, zatem zaczynamy od pytania, co będzie z cenami mieszkań po ubiegłorocznym wzroście o średnio kilkanaście procent?
Faktycznie, na podstawie wstępnych szacunków na największych rynkach w Polsce wzrost w 2019 r. sięgnął około 11 proc. To bardzo dużo i to wcale nie cieszy deweloperów, bo wzrost cen odbywał się przy kompresji marż. Podwyżki nie są efektem podnoszenia przez nas marż, tylko mocnego skoku kosztów pracy, wykonawstwa. Te w ciągu ostatnich dwóch lat poszły w górę o nawet 30 proc. To widać zwłaszcza w najtańszych projektach, gdzie firmy nie mają z czego schodzić. Wzrost cen mieszkań w 2019 r. był też wynikiem wyborów samorządowych z jesieni 2018 r. Mówiliśmy wówczas, że mamy ogromne problemy z wprowadzaniem nowych projektów. Ruchy miejskie atakowały nowe inwestycje i włodarze bali się wydawać nowe decyzje, obawiając się spadku popularności przed wyborami. W 2019 r. utrzymywały się kłopoty z podażą mieszkań. W efekcie popyt jest wyższy niż podaż. Deweloperzy nie są w stanie wprowadzić na rynek tyle inwestycji, ile klienci chcą kupić. Mocno narzekamy też na brak gruntów, zwłaszcza objętych planami, z pozwoleniem na budowę czy choćby z decyzją o warunkach zabudowy. Dobrej jakości grunty są niebotycznie drogie. Do tego cegiełkę dołożył rząd, ograniczono handel ziemią należącą do Skarbu Państwa oraz podległych mu spółek i podmiotów. Przypomnę, że nie ma formalnego nakazu czy zakazu, ale sprzedaż została wstrzymana. Warto odblokować ten zasób, by choć trochę zbić ceny. Podsumowując, koszty wykonawstwa i ziemi to kluczowe czynniki odpowiadające za wzrost cen mieszkań. Finansowanie deweloperzy mają względnie tanie.
Czyli nie ma się co nastawiać na korektę cenników deweloperów w tym roku?
Spadku cen bym się nie spodziewał, koszty budowy nie będą maleć. Oczywiście, zobaczymy, co się będzie działo z bankami, jaka będzie dostępność kredytów po wyroku w sprawie frankowiczów. Wydaje się, że wyrok nie spowoduje żadnego gwałtownego załamania, efekt będzie prawdopodobnie rozłożony w czasie. Wygląda na to, że stopy procentowe nie pójdą w górę, co przełoży się na tanie kredyty, ale i popyt na mieszkania jako inwestycje. Pytanie, czy zatrzyma się wzrost stawek najmu. Wiele mieszkań kupowanych dwa, trzy lata temu dziś wchodzi na rynek, co może przełożyć się na większą konkurencję. Ze społecznego punktu widzenia byłoby to dobrym sygnałem. Inwestorzy też są w stanie zaakceptować niższe stopy zwrotu, jeśli mieszkanie pracuje tak, by pokryć obsługę kredytu, a wartość lokalu nie jest zagrożona spadkiem.