Rok temu w tym czasie w USA rozkręcała się korekta, która przelała się na inne giełdy. Dziś indeksy w USA są na nowych szczytach, choć wielu zapowiadało recesję w II połowie roku. Jak pan podsumuje te 11 miesięcy?
Śmiało można powiedzieć, że jak co roku rynek zaskoczył inwestorów. Grudniowa korekta S&P 500 o blisko 20 proc. pokazała, jak systemy mogą się „grzać", bo korekta nastała przy sporym udziale autotradingu. Trafiło to na podatny grunt w tym sensie, że obawy o recesję w USA i na świecie były istotne – i stąd też tak mocne cofnięcie. Początek tego roku przyniósł jednak rajd S&P 500 w górę, uwieńczony nowymi maksimami. Ciekawe jest to, że obawialiśmy się w tym roku większej zmienności, tymczasem ona się lekko zmniejszyła. Mamy jednak dziś świat tripolarny. Po jednej stronie mamy mocną giełdę w USA, lecz słabe nastroje w Europie i na rynkach wschodzących. Trwa hossa obligacji – od października 2018 r. rentowność amerykańskich 10-latek spadła z ponad 3 proc. nawet do 1,5 proc. Zyskujące obligacje przyniosły świetne wyniki funduszom obligacji skarbowych. Do tego mamy hossę złota. Reasumując, w USA po fatalnym grudniu mieliśmy odbicie, a następnie nowe rekordy S&P 500. Europa stała w cieniu – dopiero ostatnio ożywił się DAX pomimo słabych odczytów z gospodarki, np. PMI. Być może inwestorzy stwierdzili, że wyceny są tak niskie w Europie i na rynkach wschodzących, że warto się schylić po akcje. Inwestorzy przestają też powoli żyć epopeją brexitu. Stąd odreagowanie funta do dolara.
Jak na tym tle wygląda Polska?
Wydawało się, że po dramatycznym poprzednim roku w tym małe i średnie spółki będą wypadać już lepiej. Tak było, ale właściwie tylko na początku roku. Po istotnej przewadze podaży nad popytem małe spółki znalazły dno. Potem złapały zadyszkę, jednak wśród tych spółek doszło do oczyszczenia, powoli widać poprawę. Odbicie obserwowaliśmy ostatnio na WIG20, jednak jego wynik od początku roku mocno odstaje od wyniku indeksu MSCI EM.
Rok temu wydawało się, że bliskie wdrożenie PPK będzie paliwem do zwyżek, szczególnie kursów małych spółek, ale i całej giełdy. Ale jak zwykle okazało się, że było to błędne założenie. Inwestorzy krajowi są za słabi, by podbić rynek. W II i III kwartale giełda szukała równowagi. Siłą dominującą na naszym rynku są inwestorzy zagraniczni, którzy mają niemal 60-proc. udział w obrotach na GPW.