Rentowności polskich obligacji skarbowych wzbijają się na coraz wyższe poziomy, co obrazuje wzrost oczekiwań co do podwyżek stóp procentowych. Czy nowe rozwiązania podatkowe przedstawione przez rząd też były impulsem do przeceny obligacji?
Tego typu czynniki lokalne należy raczej traktować jako poboczne wobec głównego nurtu przeceny obligacji, którą napędza niezmiennie inflacja. Trudno nie oprzeć się wrażeniu, że jesteśmy świadkami globalnych zmian fundamentalnych, tektonicznych ruchów na świecie, przy czym my jesteśmy tylko ich odbiorcą. Po pierwsze, chodzi o rosnące ceny energii, żywności, wszelkie połamane łańcuchy dostaw w różnych branżach, np. w budowlanej (stal), motoryzacji, wynikające teraz w dużym stopniu z wojny w Ukrainie. To są tak duże zmiany, że trudno wskazać dziś sufit dla inflacji na świecie. Nie sposób ocenić, gdzie wzrost cen może się zatrzymać. To wszystko trafia na popandemiczny krajobraz zaburzeń, zdarzeń, które namieszały zarówno na stronie podażowej, jak i popytowej. Nic dziwnego, że na amerykańskim rynku obligacji mamy do czynienia z okresem najgorszym od 70 lat. Poprzedni tak zły początek roku był w 1951 r., gdy indeksy obligacji światowych mocno oberwały.
Jak na razie jednak nie widać nic, co mogłoby ten trend zmienić...
Tak, jedynym czynnikiem, który może zatrzymać wzrost rentowności obligacji, jest potencjalna recesja lub bardzo wyraźne hamowanie gospodarcze. Inflacja wywołuje wiele szoków, ale ma także wpływ na realne dochody konsumentów i przedsiębiorstw. Na taką skalę nie mieliśmy do czynienia z tym zjawiskiem od lat 70. Recesję można już czuć pod skórą, ale jak na razie nie widać negatywnych sygnałów w postaci danych z gospodarek.
W Polsce mamy jeszcze więcej wektorów proinflacyjnych, takich jak fala uchodźców, która jest też dużym impulsem popytowym. Nie widać zatem czynników, które mogłyby ograniczyć inflację. Wyhamowanie wzrostu gospodarczego byłoby sygnałem dla rynku do zmiany trendu oraz dla Rady Polityki Pieniężnej do ograniczenia tempa zacieśniania polityki. Dziś rynek wycenia, że główna stopa w Polsce wzrośnie do 5,75 proc. w ciągu roku. To dość dużo i trudno oczekiwać, by NBP podążał dalej ścieżką podwyżek stóp, jeśli gospodarka będzie hamować.