Na rynkach panowała wówczas odpychająca od dolara obawa, że zbyt późne rozpoczęcie luzowania zatarło tryby amerykańskiej gospodarki i wymaga kolejnych gwałtownych dostosowań. Dane obrazujące rozwój koniunktury zanegowały jednak czarne scenariusze. Październikowe cięcie było już o połowę mniejsze. Po wygranej Donalda Trumpa inwestorzy zyskali koronny argument, by wierzyć, że w 2025 r. skala redukcji będzie zdecydowanie skromniejsza, niż członkowie FOMC sugerowali w ostatnich projekcjach. Dolarowi sprzyja też wzmożona niepewność geopolityczna i strach przed nową odsłoną wojen handlowych. W rezultacie w minionych trzech miesiącach EUR/USD zanurkował z długoterminowych szczytów 1,12 na dwuletnie dołki poniżej 1,0350. Wzrostowa korekta nie sforsowała ważnej bariery 1,06 i notowania ugrzęzły przy 1,05. Dolarowi wciąż brakuje atrakcyjnej alternatywy. EBC trzyma się gołębiego nastawienia, wymuszonego zapaścią aktywności gospodarczej. Dobre dane z Wielkiej Brytanii windujące funta na szczyty to już pieśń przeszłości. Wydaje się, że nadziei na powrót USD do spadków w końcówce roku można upatrywać jedynie w środowym posiedzeniu Fedu. Po ostatnich, zgodnych z prognozami odczytach inflacji niemal przesądzone jest kolejne cięcie o 25 pkt baz. Uwaga skupi się więc na tym, jak mocno członkowie FOMC zrewidują z poziomu 3,375 proc. oczekiwania odnośnie do optymalnego pułapu stóp na koniec 2025 r.