Zacznijmy od głównego w tym momencie czynnika ryzyka, czyli epidemii koronawirusa. Według danych z piątkowego poranka zarażonych było już ponad 64 400 osób. Jakie mogę być skutki tej epidemii dla rynków?
Liczba zarażonych cały czas rośnie. Z jednej strony wirus dość szybko się przenosi, co jest niepokojące, ale z drugiej wskaźnik śmiertelności jest relatywnie niski. Pozytywne jest to, że główne skupiska zachorowań są cały czas zlokalizowane tylko w Chinach. Poza tym krajem zarażeń jest znacznie mniej, a śmiertelność praktycznie żadna. Rynki liczą na to, że działania podjęte przez rząd chiński ustabilizują sytuację i dynamika rozprzestrzeniania się wirusa zacznie się w końcu zmniejszać. Ponadto jest nadzieja, że jest to wirus sezonowy i im bliżej będzie wiosny, tym jego siła rażenia będzie spadać. W tym kontekście, choć oczywiście jest to temat medialny numer jeden, to w długim terminie nie powinien mieć większego wpływu na rynki. W ujęciu średnio i krótkoterminowym ten wpływ niestety może być widoczny.
A jak może to odczuć chińska gospodarka?
Wirus jak na razie ma trzy główne konsekwencje ekonomiczne – spada zapotrzebowanie na ropę, spada ruch turystyczny i spada produkcja. To będzie bezpośrednio oddziaływać na Chiny, ale pośrednio także na gospodarkę globalną. Często pojawiają się analogie z epidemią SARS z 2003 r, ale zwróciłbym uwagę, że wtedy PKB Chin stanowiło kilka procent światowego, a teraz stanowi 17 proc. Stąd wpływ na gospodarkę światową może być większy.