Jak przebiega pana proces wdrażania się w struktury i sytuację Triggo? Trzeba przyznać, że przejął pan obowiązki prezesa w trudnym momencie.
Tak, to trudny moment. Niemniej jednak, jako osoba wierząca w projekt Triggo, podjąłem się tego wyzwania, niezależnie od niedogodności. Sprawowanie tej funkcji w obecnych warunkach rynkowych jest zadaniem trudnym i wymagającym, ale ja jestem gotowy mu sprostać, przynajmniej do momentu pojawienia się godnego następcy na tę funkcję. Po zapoznaniu się ze stanem spółki i odbyciu rozmów z inwestorami zarysowałem trzy możliwe scenariusze działań.
Pierwszy wariant zakładał podjęcie natychmiastowych czynności niwelujących ryzyko zaistnienia stanu niewypłacalności. O tym, że przejściowe trudności finansowe spółki mogą być zakwalifikowane jako zagrożenie stanem niewypłacalności, poinformowałem w trybie natychmiastowym akcjonariuszy i opinię publiczną.
Drugi scenariusz to spakowanie dokumentacji spółki do pudełka, zaparkowanie prototypów w garażu i wystawienie wszystkiego na sprzedaż w stanie obecnym. Ten wariant na razie zarzuciłem, gdyż niezależnie od obecnych problemów spółka ma wciąż czym się chwalić. Prototypy Triggo jeździły w różnych miejscach na świecie, odwiedzały największe na świecie wydarzenia branżowe – budząc duże zainteresowanie i zbierając pochwały. Pomysł zmiennej geometrii podwozia rzeczywiście daje kierowcom pojazdów takie możliwości, które dostępne są tylko dla kierowców motocykli.
Ponadto należy pamiętać, że spółka to też ludzie. Chciałbym niestety nadmienić, że przez ostatnie wydarzenia w spółce zespół pracowników został uszczuplony – mamy jednak wciąż na pokładzie merytoryczną grupę, która wierzy razem ze mną w powodzenie i sukces projektu. Spółkę zawsze otaczało grono oddanych zwolenników – ludzie więc, którzy zaangażowali się w sukces tego nowatorskiego przedsięwzięcia, są kolejnym, mocnym punktem.