Przy porannej kawie i gazecie poczułem się tak, jakbym się przeniósł z powrotem do 2001 r. - w przypadku przeprowadzenia prywatyzacji Grupy Lotos i PGNiG opozycja grozi obecnemu rządowi i potencjalnym inwestorom podjęciem "wszelkich możliwych kroków politycznych, prawnych i ekonomicznych". W podobnym duchu cztery lata temu wypowiadała się "Trybuna" ustami tęgich specjalistów z SLD w dziedzinie zaopatrzenia w towary strategiczne, którzy teraz przed Sejmową Komisją Śledczą plączą się jakoś w zeznaniach. Liderzy dzisiejszej opozycji twardo twierdzą, że tych sytuacji nie można jednak porównywać? Dlaczego? Bo są one różne? A czym się one różnią? Jakościowo!
Opozycyjni autorzy protestu przeciwko planom prywatyzacyjnym ministra Sochy udowodnili niezbicie, że potrafią pisać. Jest to, jak na polskie standardy polityczne, pewna kwalifikacja. Niestety, nie potrafią chyba czytać. A już na pewno nie potrafią czytać ze zrozumieniem. Nawet tego, co sami napisali. Z badań Ireneusza Białeckiego wynika, że jest przypadłość ponad 75% Polaków. Zważywszy, że politycy mają reprezentować większość społeczeństwa, nie ma się czemu dziwić. Logiki w uzasadnianiu sprzeciwu wobec prywatyzacji Grupy Lotos i PGNiG nie ma bowiem żadnej.
Odkąd Nafta Polska pogrzebała możliwość sprzedaży Rafinerii Gdańskiej Neste, idea tworzenia dwóch konkurencyjnych ośrodków rafineryjnych w Polsce jest iluzją, gdyż one nigdy nie będą ze sobą naprawdę rywalizować w sposób odczuwalny dla klientów, a staną się jedynie przedmiotem rywalizacji o wpływy różnych lobby politycznych i gospodarczych. Ale jeśli rząd podjął w końcu decyzję o sprzedaży części akcji Grupy Lotos na GPW, to należy ten proces przeprowadzić. Rząd i tak będzie mieć kontrolny pakiet akcji, a jak pokazuje przykład Orlenu, wystarczy o wiele mniejszy pakiet, żeby można było spółką de facto rządzić jak się chce.
Lepiej było wiele lat temu sprzedać Rafinerię Gdańską Neste - ale tego nie zrobiono. Lepiej było połączyć ją kilka lat temu z Orlenem - ale tego też nie zrobiono. Lepiej byłoby sprzedać ją dziś inwestorowi strategicznemu - ale takiego nie ma. To znaczy jest - Rosjanie, ale ci akurat są niemile widziani. Więc zamiast majaczyć o "inwestorach arabskich", co robi Nafta Polska, która już raz chciała sprzedać Rafinerię Gdańską konsorcjum Rotch (w tym tak zwanym konsorcjum też byli początkowo jacyś Arabowie) lepiej jest ją sprzedać na GPW. I to najlepiej od razu w całości. O tym, co się z nią stanie, niech zdecyduje rynek. A nie politycy. Do takiego rozwiązania się jednak nie posunięto, bo nie można już byłoby prowadzić kolejnych etapów prywatyzacji i związanych z nimi dogłębnych studiów i analiz.
W przypadku PGNiG planowana sprzedaż na GPW piętnastu procent akcji tej spółki stanowi podobno zagrożenie dla bezpieczeństwa energetycznego państwa, bo otwiera drogę Gazpromowi do ekspansji w Polsce. Odkąd austriacki OMV kupił 10% akcji MOL-a i pozostał bez wpływu na losy tej węgierskiej spółki, rozsądni inwestorzy branżowi nie podejmują takich działań. Bo, po co? Można o Rosjanach powiedzieć, że mają imperialistyczne zapędy i azjatycką wręcz mentalność, ale nie, że są głupi.