Niektórym komentatorom wydał się on wówczas kontrowersyjny, przede wszystkim dlatego, że bezprecedensowy.
Dodajmy, bezprecedensowy w Europie, ponieważ w Stanach normalną rzeczą jest informowanie o strukturze inwestycji na rynku terminowym. W marcu poszliśmy krok dalej. GPW we współpracy z KNF rozpoczęła systematyczne publikowanie informacji o koncentracji pozycji na rynku terminowym.Działania wtedy podjęte wywołały uboczny, acz interesujący efekt: powtarzające się rozczarowanie mediów tym, że w kolejnych terminach wygasania kontraktów nic spektakularnego się nie wydarzyło. Wiedźmy nie czarowały. W zamian pojawiło się nowe, chyba pozytywne dla warszawskiego rynku zjawisko rolowania otwartych pozycji.
Statystyczna informacja zawierająca zagregowane dane o otwartych pozycjach – choć bez wskazania czy pozycja jest długa, czy krótka, przez co tak naprawdę niewiele mówiąca inwestorom – wpuszcza trochę światła na rynek terminowy. Nadal jednak ma ona bardzo ograniczoną przydatność. Na dodatek ujawniana w publikacji GPW liczba portfeli przekraczających dany próg zaangażowania nie uwzględnia faktu, że dany inwestor może być obecny na rynku terminowym, dokonując transakcji z więcej niż jednego rachunku. Widać zatem, że zakres informacji publikowanej przez GPW jest minimalny w porównaniu z tym dostępnym w USA w ramach Commitments of Traders Report.
Gracze na kontraktach, zwłaszcza ci instytucjonalni, mogą stosować różne strategie: hedgingowe, arbitrażowe czy jawnie spekulacyjne. Ich motywy mogą być dla drobnych inwestorów niezrozumiałe, ale dlaczego instytucje mają mieć z uwagi na specyfikę swego biznesu i szerszy ogląd rynku z góry zapewnioną przewagę informacyjną? Poszerzenie skali powszechnie dostępnej informacji wyrówna szanse wszystkich uczestników rynku i stworzy inwestorom indywidualnym nowe możliwości wykorzystania narzędzi analitycznych do przewidywania trendów rynkowych i ruchów głównych graczy.
Przystając na bardzo zredukowany zakres informacji publikowanej przez GPW, nadzór sceptycznie przyjmował podnoszony wówczas argument, że nadmiar informacji, zwłaszcza o stronie, po której otwarte zostały pozycje, może niedoświadczonych inwestorów prowadzić ku mylnym wnioskom. Osobiście jestem przekonany, że inwestorzy indywidualni szybko nauczyliby się, jak oceniać wartość informacyjną poszerzonych danych i jak ostrożnie należy je interpretować. Ważniejszy mógł być inny powód. Giełda warszawska miała być pierwszym rynkiem w Europie, na którym takie informacje byłyby ogólnie dostępne.