Odreagowanie zostało zbudowane na korelacji z rynkami bazowymi, gdzie niemiecki DAX wzrósł o 2,48 procent, gdy pierwsze godziny handlu na Wall Street przyniosły zwyżkę indeksu S&P500 o przeszło 3 procent. W istocie, Europa szukała zwyżek, które pojawiły się już w Azji, gdzie japoński Nikkei zyskał 4,79 procent. Z perspektywy końca sesji widać, iż wspólnym mianownikiem dzisiejszych wzrostów na giełdach akcji było zwyczajne wejście do gry łapaczy dołka, którzy pojawili się na rynkach po trzydniowym tąpnięciu. Poszczególne rynki mogły wyglądać nieco inaczej, ale w każdym przypadku można było mówić o odreagowaniu zbudowanym właśnie na szukaniu szansy na korekcie ostatniej przeceny. W szerszej perspektywie patrząc trudno zakładać, iż przecena została wyczerpana. Na poziomie faktów, które stały za ostatnimi spadkami na giełdach, nie ma grama zmiany. Retoryka prezydenta USA pozostaje agresywna, a sygnały zwrotne z Chin są dalekie od zgody na poddanie się rządu w Pekinie wymaganiom rządu w Waszyngtonie. Rynki ciągle czekają na odpowiedź Unii Europejskiej na cła wprowadzone przez USA na metale, gdy w kolejce czeka jeszcze odpowiedź na ostatnią rundę podwyżek stawek celnych przez Donalda Trumpa, co zapewne pojawi się dopiero w drugiej połowie kwietnia. W efekcie, stale należy zakładać, iż dzisiejsze odbicie – również w Warszawie – jest raczej elementem podniesionej zmienności niż zakończeniem przeceny. Nie można mieć wątpliwości, iż klucz do zakończenia spadków leży schowany w biurku prezydenta Donalda Trumpa i szybkich porozumieniach z największymi partnerami handlowymi USA, co jawi się jako niemożliwe, gdy uwzględni się tradycyjne tempo negocjacji między rządami.
Adam Stańczak
Analityk DM BOŚ
Wydział Analiz Rynkowych
Dom Maklerski Banku Ochrony Środowiska S.A.