W obu przypadkach decyzja wynika z ograniczenia aktywności zagranicznych grup finansowych w Polsce. Zarówno DNB, jak i DZ?Bank stawiają na korporacje, i nie po drodze im obecnie z usługami świadczonymi przez ich biura na rzecz detalu.

W obu sytuacjach właściciela mogą zmienić biura dopiero co wychodzące z poważnych tarapatów. W przypadku BM?DnB Nord chodzi o malwersacje byłego kierownika punktu obsługi klientów w Gdyni. AmerBrokers ucierpiał z kolei na niefrasobliwym wystawianiu opcji przez klientów w burzliwym dla rynku sierpniu.

Przedstawiciele branży wskazują dodatkowo, że czas na pozbywanie się usług maklerskich nie jest szczęśliwy. – Spadają obroty na GPW, rynek pierwotny zamarł, dodatkowo wiele podmiotów stara się o zezwolenie na własną działalność – wyjaśniają. Komisja Nadzoru Finansowego analizuje właśnie wnioski o zgodę na utworzenie domu maklerskiego od siedmiu firm.

Na rynku nie brakuje opinii, że nabywca w końcu się znajdzie. – Argumentem dla kupującego może być infrastruktura tradingowa, czyli systemy i zaplecze pozwalające wysyłać zlecenia na giełdę. Tego nie da się stworzyć od razu – mówi Leszek Traczyk, były długoletni szef BM?DnB Nord. Dodaje zarazem, że silna pozycja biura jako doradcy na rynku NewConnect ma mniejsze znaczenie.

Na koniec kwietnia biuro DnB prowadziło 7,3 tys. rachunków, AmerBrokers – 3,2 tys.