Takie pytanie często pada ze strony stawiających pierwsze kroki na rynkach. Ono też pokazuje jedno – jak mocno zakorzenione jest w głowach inwestorów (nie tylko przyszłych, ale też wielu już aktywnych), że sukces na rynku finansowym można osiągnąć dzięki prognozowaniu. Przecież jeśli poprawnie uda mi się przewidzieć, co nastąpi w najbliższym miesiącu – czy kurs akcji wzrośnie, wartość indeksu spadnie, waluta się osłabi, a złoto straci – to będę mógł zarobić pieniądze. Stąd nieustanne poszukiwanie technik, metod i narzędzi, które pozwalają ocenić, czy na koniec kwartału WIG20 wyniesie 3754 punkty, a za franka szwajcarskiego będziemy płacić 3,46 złotego.
Wszędzie dookoła jesteśmy zalewani tego rodzaju precyzyjnymi prognozami, co powoduje, że jeszcze bardziej utwierdzamy się w przekonaniu, że prognozowanie jest możliwe. Nie jesteśmy w stanie powiedzieć, co będziemy robili za rok w środę o godz. 19, ale chętnie podzielimy się odkryciem, że naszym zdaniem euro będzie kosztowało 1,4350 dolara.
Równocześnie wielu z nas wchodzi na rynek bez żadnego najmniejszego nawet planu działania. Ten plan zaś oznacza, że wiemy, co zrobić w wielu różnych sytuacjach. Teoretycznie to bardzo proste – na rynku są możliwe zasadniczo dwie opcje – albo zarabiamy, albo tracimy. Więc należy się przygotować na te dwie możliwości. Niestety człowiek jest ułomny, a, co więcej, z wielu ułomności nie zdaje sobie sprawy. A nawet jeśli sobie zdaje, to i tak trudno jest mu pokonać pewne skłonności.
Zgłoszenia do konkursu już trwają. nie przegap!