Jak podkreśla, we wrześniu zadzwonił do profesora Leszka Pawłowicza, szefa Rady Giełdy, i powiedział mu, jaka jest sytuacja: „że jest konflikt interesów, że mnie dotyczy, że co mam zrobić w tej sytuacji, a zwłaszcza, czy mam poprosić moją partnerkę, by zrezygnowała?z roli" – tak brzmiały jego słowa.
Jak mówi dalej, były dwie opcje. – Moja partnerka wystąpi w filmie, może być afera, bo spółki z NC chyba zainwestują środki. Czy Anna Szarek również w przyszłości ma się trzymać z daleka od tego, co może mieć związek z rynkiem kapitałowym? A może inaczej: na posiedzeniu Rady Giełdy przedstawić sytuację i zaproponować stosowne procedury – opowiada były prezes GPW.
– Nie znam ministra Budzanowskiego. Rozmawialiśmy kilka razy, zdawkowo, po kilka minut. Nigdy nie byłem zaproszony do jego gabinetu. A ja nie widziałem konieczności kolędowania do ministra – podkreśla Ludwik Sobolewski.
Jak tłumaczy fakt, że nie zrezygnował sam? – Uchwała rady nadzorczej w pierwszej wersji mówiła, że naruszyłem zasady etyki i obniżyłem prestiż giełdy. Z oboma zarzutami się nie zgadzałem, ale ten drugi był dla mnie dużo bardziej dotkliwy. Bo przez 18 lat pracowałem na rzecz prestiżu instytucji rynku kapitałowego. Dlatego powiedziałem, że złożę rezygnację – zaznacza Ludwik Sobolewski. Fakt zmiany swego stanowiska tłumaczy faktem, że po posiedzeniu rady jej członkowie zmienili zdanie i telefonicznie uzgodnili wykreślenie zapisu o obniżeniu prestiżu.
– Po tych wydarzeniach wiem, że choć giełda została spółką publiczną, to na pewno nie została sprywatyzowana. Czarno na białym okazało się, że GPW to spółka ministerialna, podlegająca resortowej presji. Tym razem nie byłem w stanie obronić przed tym firmy – podsumowuje.