Czy słabszy dolar to ostateczny cel Trumpa?

Być może chaos gospodarczy tworzony przez nową waszyngtońską administrację ma głębszy sens, czyli skłonienie innych państw do zawarcia porozumienia przewidującego skoordynowaną dewaluację amerykańskiej waluty. To pomogłoby Ameryce odbudować przemysł.

Publikacja: 17.03.2025 06:00

Dolar stanowił w 2023 r. 58 proc. globalnych aktywów rezerwowych. Przez ostatnie 20 lat znacząco umo

Dolar stanowił w 2023 r. 58 proc. globalnych aktywów rezerwowych. Przez ostatnie 20 lat znacząco umocnił się on wobec większości walut świata.

Foto: Fot. Paul Yeung/Bloomberg

Czy w tym szaleństwie jest metoda? – zastanawia się wielu ludzi obserwujących politykę administracji Trumpa. Nie minęło bowiem jeszcze 100 dni rządów tego ekscentrycznego miliardera, a już rozpoczął on wojny celne z głównymi partnerami handlowymi USA. Pół biedy, gdyby prowadził je w sposób logiczny i uporządkowany, ale robi on to niezwykle chaotycznie. Zdarzało mu się zapowiadać wielkie podwyżki ceł przeciwko danemu krajowi, by po kilku godzinach je odwoływać. Na to nakładają się cięcia w administracji federalnej inspirowane przez DOGE, czyli nowy „departament” (a w zasadzie instytucję doradczą) kierowany przez Elona Muska oraz różne „szokujące” ruchy w polityce zagranicznej. Temu chaosowi towarzyszy cięcie prognoz dla amerykańskiego PKB przez różne ośrodki analityczne. Trump sugerował w niedawnej rozmowie z Fox News, że ewentualna recesja byłaby tylko tymczasową niedogodnością. Niektórzy analitycy zastanawiają się, czy celowo chce on wepchnąć USA w recesję. Osłabienie gospodarki wymusiłoby bowiem na Fedzie obniżki stóp procentowych, których Trump domaga się już od dłuższego czasu. Cykle wyborcze sprawiają natomiast, że łagodna recesja byłaby bezpieczniejsza politycznie w tym roku niż w przyszłym (gdy wymieniana jest część składu Kongresu) czy w 2028 r. (gdy odbędą się kolejne wybory prezydenckie). Dlaczego jednak Trump chciałby niższych stóp za wszelką cenę? Na pewno pomogłyby branży deweloperskiej, z której się wywodzi. Ale przede wszystkim prowadziłyby do osłabienia dolara. A bez słabszego dolara nie da się myśleć o przywróceniu konkurencyjności amerykańskiego przemysłu.

Ciężar przywileju

Trump od lat przekonuje, że wysokie cła mają za zadanie zarówno zwiększać przychody do budżetu federalnego (co pozwoliłoby na cięcia podatków dla Amerykanów) i skłaniać krajowe oraz zagraniczne firmy do przenoszenia produkcji do Stanów Zjednoczonych. Czy jednak cła same w sobie mogą skłaniać do takiej relokacji? Zniechęcać do takich decyzji może wiele czynników – od kosztów pracy w USA po kwestię kursu dolara. Gdy amerykańska waluta jest silna, wielu firmom bardziej opłaca się sprowadzać swoje towary do USA, niż je tam produkować i wysyłać do innych krajów. Amerykańscy konsumenci cieszą się co prawda tańszymi dobrami z importu, ale trudniej jest odbudować potęgę przemysłową kraju.

– Dostęp do tanich dóbr nie jest esencją amerykańskiego marzenia – stwierdził niedawno Scott Bessent, sekretarz skarbu USA.

Czy dolar jest jednak obecnie zbyt silny? Od początku roku stracił on przecież ponad 5 proc. wobec euro i prawie 7 proc. do polskiej waluty. W ciągu ostatnich 20 lat zyskał jednak 22 proc. do euro, 28 proc. wobec złotego, 48 proc. wobec funta brytyjskiego, 41 proc. do jena, 112 proc. do reala brazylijskiego, 81 proc. wobec peso meksykańskiego, 101 proc. do rupii indyjskiej, ponad 215 proc. do rubla rosyjskiego i aż 2,7 tys. proc. wobec liry tureckiej. Co prawda zyskał w tym czasie 13 proc. do juana chińskiego, ale głównie dlatego, że kurs juana był wcześniej przez wiele lat sztucznie zaniżany (co pozwalało Chinom budować swoją potęgę eksportową).

„Kluczowym powodem nierównowag gospodarczych jest utrzymująca się zbyt duża moc dolara, która przeciwdziała zbilansowaniu handlu międzynarodowego. Ta zbyt duża moc jest napędzana przez mało elastyczny popyt na aktywa rezerwowe” – napisał Stephen Miran, strateg funduszu Hudson Bay Capital Management, nominowany przez prezydenta Trumpa na przewodniczącego Rady Doradców Ekonomicznych.

Czytaj więcej

Wojna handlowa dała drugie życie ekipie kanadyjskich liberałów

Zmiana globalna

Miran w listopadzie 2024 r. napisał raport analityczny wskazujący różne scenariusze, za pomocą których rząd USA może dążyć do dewaluacji dolara. „Błędne jest powszechne przekonanie na Wall Street, mówiące, że administracja rządowa nie ma narzędzi, by wpływać na wartość dolara na rynku walutowym. Rząd posiada wiele narzędzi, by zrobić to zarówno we współpracy z innymi krajami, jak i jednostronnie” – wskazał Miran.

Jako najbardziej pożądany scenariusz wskazał on wielostronne porozumienie o skoordynowanej dewaluacji dolara. Nawiązał do pomysłu Zoltana Pozsara, założyciela firmy badawczej Ex Uno Plures, by USA dogadały się z innymi krajami w sprawie stopniowego zmniejszaniu udziału aktywów dolarowych w ich rezerwach walutowych. Miałyby one zamieniać posiadane przez siebie krótkoterminowe amerykańskie papiery dłużne na emitowane przez USA obligacje o dłuższej zapadalności. Według Pozsara i Mirena idealnym rozwiązaniem byłaby zamiana tych papierów na amerykańskie obligacje stuletnie. Pozwoliłoby to na zmniejszenie rentowności amerykańskiego długu i co za tym idzie na znaczne obniżenie kosztów jego obsługi. USA miałyby dzięki temu więcej przestrzeni na stymulację fiskalną i generowanie popytu w gospodarce.

Miran zaproponował, by taką umowę nazwać „Porozumieniem z Mar-a-Lago”, gdyż mogłoby ono zostać zawarte w prywatnej rezydencji Trumpa. Nawiązał w ten sposób do Porozumienia Plaza, zawartego w 1985 r. w nowojorskim hotelu Plaza przez USA, Japonię, RFN, Wielką Brytanię i Francję. Przewidywało ono skoordynowaną dewaluację dolara wobec jena i marki zachodnioniemieckiej.

„Są na rynku spekulacje na temat nowego Porozumienia Plaza, nazywanego Porozumieniem z Mar-a-Lago, mającego na celu dewaluację dolara” – napisali w lutym 2025 r. analitycy firmy Abrdn. Uznali oni jednak, że taki scenariusz jest raczej mało realny.

Oczywiście, porozumienie o skoordynowanej dewaluacji dolara wymagałoby współpracy wielu państw – w tym Chin. USA mogą jednak próbować skłonić je do tego na wiele różnych sposobów. Bessent sugerował, że administracja Trumpa da wszystkim krajom wybór, to jak się określić. Kraje zaliczone do grupy „czerwonej” będą wrogami, do grupy „zielonej” przyjaciółmi, a do „żółtej” będą traktowane bardziej neutralnie. Państwa „zielone” uzyskają ulgi w cłach i wsparcie wojskowe. Zapewne będą musiały jednak zgodzić się na porozumienie o dewaluacji dolara. Z krajami „żółtymi” i „czerwonymi” da się też jednak zawierać taktyczne umowy, w tym dotyczące dolara.

– Dewaluacja i dominacja nie są wzajemnie się wykluczającymi celami – powiedział Bessent.

Może więc administracja Trumpa celowo sieje chaos, zaskakuje podwyżkami ceł, straszy Europę Zachodnią odebraniem jej militarnego parasola ochronnego, a Rosję kusiła współpracą, bo chce sprawić, by obce rządy przyjęły później z ulgą propozycję kompleksowego porozumienia walutowego?

– Czuję bardzo mocno, że jesteśmy w trakcie ogromnego przetasowania w handlu globalnym, zmian na miarę Bretton Woods. O wielu z tych rzeczy nauczałem na Yale i uczyłem się przez całe życie. Chciałbym być tego częścią – zadeklarował Bessent w zeszłym roku.

Czytaj więcej

Chaotyczna polityka Trumpa zepsuła hossę

Dlaczego Ameryka potrzebuje niższych stóp procentowych?

Amerykański dług publiczny przekroczył pod koniec 2024 r. poziom 36 bln USD. W ciągu dziesięciu lat powiększył się on o prawie 18 bln USD. Według prognoz Kongresowego Biura Budżetu (CBO) koszty obsługi tego zadłużenia wyniosą w roku fiskalnym 2025 aż 952 mld USD, podczas gdy budżet Pentagonu na ten sam rok wynosi 850 mld USD. – To niebezpieczne, jeśli więcej pieniędzy przeznaczamy na odsetki od zadłużenia, niż wydajemy na obronność – stwierdził Elon Musk, szef Departamentu Efektywności Rządowej (DOGE).

Często mówi się, że USA korzystają na tym, że dolar jest główną walutą rezerwową świata. Rzekomo mogą dzięki temu taniej się zadłużać oraz są mniej narażone na inflację. Jak jednak zdefiniować tańsze zadłużanie się? Tańsze w porównaniu z którymi krajami? Pod koniec zeszłego tygodnia rentowność amerykańskich obligacji dziesięcioletnich lekko przekraczała 4,3 proc. Była ona więc wyższa niż rentowność podobnych papierów: kanadyjskich (3,1 proc.), niemieckich (2,9 proc.), francuskich (3,6 proc.), hiszpańskich (3,5 proc.), włoskich (3,9 proc.), chińskich (1,9 proc.) czy japońskich (1,5 proc.). Waluty tych krajów mają znacznie mniejszy udział w globalnych aktywach rezerwowych niż dolar. Wszystkie te państwa mają jednak główne stopy procentowe niższe niż USA.

By koszty obsługi amerykańskiego długu publicznego spadły, konieczne są obniżki stóp procentowych w USA. Główna stopa procentowa Fedu jest obecnie w przedziale 4,25–4,5 proc. Inwestorzy nie spodziewają się, by Fed w najbliższą środę ją obniżył. Oczekują, że do cięcia może dojść w maju lub w czerwcu, a do końca roku będą łącznie trzy obniżki. Czy to jednak wystarczająco pomoże gospodarce USA i zadowoli Trumpa? Prezydent USA nie ukrywa, że jest zwolennikiem niskich stóp procentowych. Podczas tegorocznego wystąpienia na Światowym Forum Ekonomicznym w Davos zapowiedział, że spadną one w ślad za cenami ropy. HK

Gospodarka światowa
W którą stronę pójdzie S&P500? Nieuchwytny aspekt
Gospodarka światowa
Najgorętsze transakcje w Europie. Polowanie na śmieciowe obligacje
Gospodarka światowa
Wojna handlowa dała drugie życie ekipie kanadyjskich liberałów
Gospodarka światowa
Wolniejsza inflacja przyniosła szczyptę optymizmu na rynki
Gospodarka światowa
Inflacja w USA niższa od prognoz
Gospodarka światowa
UE uderza karnymi cłami w stany popierające Donalda Trumpa