– Mogę więc dzisiaj ogłosić, że Komisja Europejska otwiera dochodzenie w sprawie samochodów elektrycznych przybywających z Chin. Europa jest otwarta na konkurencję, ale nie na wyścig w stronę dna. To zaburza nasz rynek. I tak jak nie będziemy akceptować zaburzeń z wewnątrz, tak nie zaakceptujemy zaburzeń zewnętrznych – stwierdziła Ursula von der Leyen, przewodnicząca Komisji Europejskiej, podczas swojego niedawnego orędzia o stanie UE. Ta zapowiedź spotkała się z gniewnymi reakcjami w Pekinie. Chińskie Ministerstwo Handlu nazwało unijne dochodzenie „aktem protekcjonizmu, który poważnie zakłóci funkcjonowanie łańcuchów dostaw w globalnym przemyśle samochodowym”. Ostrzegło również, że będzie ono miało „negatywny wpływ na relacje handlowe pomiędzy Chinami a UE”. „Protekcjonizm handlowy stanie się trucizną dla gospodarki UE” – napisano natomiast w komentarzu redakcyjnym w chińskim dzienniku „Global Times”.
Czyżby więc Chiny i UE zmierzały w stronę wojny handlowej? Jeśli doszłoby do takiego starcia, to miałoby ono bardzo poważne konsekwencje dla obu gospodarek. Wszak w 2022 r. Chiny były dla UE trzecim pod względem wielkości rynkiem eksportowym i zarazem największym importerem na teren Wspólnoty. Unijny eksport do Państwa Środka wynosił wówczas 230,3 mld euro, a chiński do UE sięgał 626 mld euro. Ewentualnym chińskim odwetem mogą być najbardziej zagrożone Niemcy i Francja, które w zeszłym roku wyeksportowały do ChRL towary warte odpowiednio: 106,9 mld euro i 23,7 mld euro. Mimo to Komisja Europejska zdecydowała się na tak ostry ruch, jak rozpoczęcie dochodzenia w sprawie subsydiów dla chińskich producentów samochodów elektrycznych. Zapewne zrozumiała, że stawka w tej grze jest bardzo wysoka i jest nią przetrwanie europejskiego przemysłu motoryzacyjnego.
Pekin korzysta z okazji
Unia Europejska szczyci się tym, że próbuje uratować klimat naszej planety. Chce to zrobić za pomocą ambitnych planów redukcji emisji gazów cieplarnianych. Owe plany transformacji energetycznej przewidują m.in. zakaz sprzedaży nowych aut z silnikami spalinowymi od 2035 r. (nieobejmujący jednak drogich aut sportowych). Zakaz ten oznacza, że bardzo mocno wzrośnie popyt na auta elektryczne. Unijni decydenci liczą na to, że ta zielona transformacja stanie się wielkim impulsem rozwojowym dla europejskiej branży motoryzacyjnej. Jak na razie największymi beneficjentami tych planów stały się jednak chińskie spółki zalewające unijny rynek swoimi stosunkowo tanimi autami elektrycznymi.
Sedana Seal wyprodukowanego przez chińską firmę BYD można kupić w Niemczech za 45 tys. euro. Sprzedawany jest on więc taniej niż różne modele elektrycznych Volkswagenów czy Tesla Model 3 (51,9 tys. euro). Inny samochód tej marki – BYD ATTO 3 – był w lipcu najczęściej sprzedawanym autem elektrycznym w Szwecji. Sprzedano go tam wówczas 721 sztuk, co dało mu 11 proc. rynku. BYD sprzedaje niektóre swoje modele już za nieco ponad 13 tys. euro. Coraz silniejszą pozycję na rynku europejskim zdobywają również NIO oraz Xpeng (z którym Volkswagen wszedł w partnerstwo). Konkurują one z europejskimi autami nie tylko ceną. Wyprodukowane przez NIO ET5 sedan i EL7 SUV zdobyły bardzo wysokie oceny w tegorocznych testach bezpieczeństwa Euro NCAP.