Polski pakiet antykryzysowy, nie licząc działań wspierających płynność w sektorze finansowym, ma wartość około 6,5 proc. PKB. To więcej niż w większości krajów UE. Wraz ze spadkiem wpływów podatkowych poskutkuje to skokiem deficytu sektora finansów publicznych nawet do 11 proc. PKB. Związany z tym wzrost potrzeb pożyczkowych rządu w dużej mierze będzie musiał pokryć Narodowy Bank Polski, skupując obligacje na rynku wtórnym. To, w połączeniu z ostatnimi obniżkami stóp procentowych, może zagrozić stabilności złotego.
Płynność pod kontrolą
Taką tezę sformułowali w ostatnich dniach ekonomiści z ING Banku Śląskiego. W piątkowym raporcie zwrócili uwagę na to, że „stopy procentowe w Polsce (np. WIBOR 3M) znalazły się już na poziomach niższych niż w innych państwach regionu, a realne stopy należą do najniższych wśród państw zaliczanych do rynków wschodzących". Ekonomiści z ING nie są odosobnieni w obawach, że złoty ucierpi wskutek ekspansywnej polityki pieniężnej. „NBP nie powinien ślepo naśladować innych banków centralnych, bo jest w innej sytuacji niż Fed czy EBC (...). Nie można kopiować działań i narzędzi dotyczących instrumentów opartych na dolarze i ryzykować utraty wiarygodności przez polski bank centralny. Szczególnie dotyczy to cięcia stóp procentowych" – mówił w zeszłym tygodniu na łamach „Parkietu" prof. Leszek Pawłowicz z Uniwersytetu Gdańskiego. Jak oceniał, sprowadzenie stopy referencyjnej NBP do 0,5 proc. może doprowadzić do „wycofywania depozytów z banków, utraty wiarygodności waluty i jej osłabienia".
Materializacja tego ryzyka jest jednak mało prawdopodobna, nawet zdaniem analityków ING. – NBP tak prowadzi skup obligacji, że płynność na rynku międzybankowym nie jest na razie duża i jest pod kontrolą BGK. Instytucje prywatne, które mają dobrą sytuację płynnościową, nie chcą pożyczać waluty zagranicznym graczom, którzy chcieliby zająć na złotym krótką pozycję. Konstrukcja podatku bankowego (zwolnione są z niego obligacje skarbowe – red.) sprawia, że wolą tę płynność ulokować na rynku obligacji – tłumaczy „Parkietowi" Rafał Benecki, główny ekonomista ING Banku Śląskiego.
Najgorsze za nami
Ankietowani przez agencję Bloomberg analitycy przeciętnie oczekują, że bieżący kwartał kurs euro zakończy na poziomie 4,49 zł, w porównaniu z 4,52 zł w piątek. To oznaczałoby minimalne umocnienie złotego. Najbardziej pesymistyczna prognoza, autorstwa Rabobanku, zakłada osłabienie polskiej waluty do 4,90 za euro. Tyle za euro było trzeba zapłacić po raz ostatni w apogeum globalnego kryzysu finansowego z 2008 r. Piotr Matys, strateg walutowy Rabobanku w Londynie, tłumaczy, że ta prognoza jest raczej wyrazem jego oczekiwań co do nastrojów na rynkach. – QE (skup obligacji skarbowych przez bank centralny – red.) samo w samo nie powinno zaszkodzić złotemu, bo narzędzie to stosują banki centralne na całym świecie, i to nie tylko w krajach rozwiniętych (jak podczas poprzedniego kryzysu – red.), ale również w gospodarkach wschodzących – mówi „Parkietowi".