W ostatnim czasie z ciekawym układem sił mamy do czynienia na rynku jena. Japońska waluta powszechnie uważana jest za bezpieczną przystań. Biorąc pod uwagę rajd na rynkach ryzykownych aktywów, jaki oglądamy od końca marca, nie dziwi więc fakt, że jen osłabia się choćby względem euro. Z drugiej strony azjatycka waluta nie jest też całkowicie na straconej pozycji, w szczególności w zestawieniu z dolarem. A to właśnie para USD/JPY jest jedną z popularniejszych na rynku walutowym.
Słowna interwencja
W ostatnich dniach kurs pary USD/JPY zjechał w okolice 104,00, czyli poziomu najniższego od połowy marca, kiedy na rynkach wybuchło koronawirusowe szaleństwo. Ostatnia skala umocnienia jena wobec dolara była tak duża, że sprowokowała japońskich decydentów do interwencji słownej. Tamtejszy minister finansów Taro Aso podkreślił, że „stabilność jest ważna, a co się z tym wiąże, sytuacja jest pilna". To momentalnie przełożyło się na rynek walutowy. Jen zaczął wyraźnie osłabiać się wobec dolara i para USD/JPY z okolic 104,00 podskoczyła do 106,00. W poniedziałek ruch ten był kontynuowany.
Problem jednak w tym, że eksperci nie spodziewają się, aby jen na dobre zaczął osłabiać się wobec dolara. Wręcz przeciwnie: uważają oni, że na razie nie ma zbyt wielu argumentów za słabym jenem. Twierdzą tak choćby przedstawiciele Commerzbanku.
„Spadek kursu dolara w relacji do japońskiego jena, który dało się zaobserwować ostatnio, nie miał nic wspólnego z niestabilnością rynku walutowego, a spowodowany był głównie przez słabość USD. Dopóki panuje przekonanie, że interwencje na rynku walutowym pozostają niedopuszczalne wśród krajów G7, możliwości wpłynięcia przez Bank Japonii na zmianę kursu jena zdają się być wyczerpane. Stosunkowo bierna reakcja BoJ w szczytowym okresie kryzysu pokazała, że nie ma on już w zanadrzu nic, co mogłoby przeciwdziałać aprecjacji waluty. Ustne ostrzeżenia ministra finansów nie powinny być postrzegane jako istotny argument za zmianami kursów. Znacząco słabszy jen, który mógłby wesprzeć krajową inflację oraz japońskich eksporterów, którzy cierpią z powodu załamania popytu, pozostaje na razie nierealną wizją" – twierdzą analitycy Commerzbanku.