Wszystko wskazuje na to, że środowe walne zgromadzenie GPW, którego najważniejszym punktem jest wybór prezesa giełdy na nową kadencję, będzie już tylko formalnością. Skarb Państwa zgłosił bowiem kandydaturę obecnego szefa GPW Marka Dietla. Wyzwań rynkowych na kolejne cztery lata (tyle trwa kadencja) nie brakuje. Nie wiadomo jednak, kto będzie wspierał Dietla w pracach zarządu.
One and only
W zasadzie już tylko jakiś kataklizm mógłby sprawić, że Dietl nie zostanie wybrany prezesem GPW na kolejną kadencję. Skarb Państwa dzięki uprzywilejowaniu posiada bowiem ponad 50 proc. głosów na walnym, a to oznacza, że Dietl jest „pewniakiem" przed zbliżającymi się wyborami. Chętnych, by stanąć z nim w szranki, za bardzo też nie ma. Oficjalnie nie pojawiła się bowiem żadna inna kandydatura (stan na poniedziałek). Inna sprawa, że to przypominałoby kopanie się z koniem. Rozkład głosów na walnym powoduje bowiem, że każda kandydatura, która nie pochodzi ze strony Skarbu Państwa, skazana byłaby na porażkę.
Dietl od początku był też faworytem wyścigu. O tym, że będzie on kontynuował pracę na GPW, pisaliśmy już na początku maja. Sam zainteresowany też deklarował chęć pozostania na giełdzie. – Gdyby mi zaproponowano dalsze kierowanie GPW, to przyjąłbym tę propozycję – mówił w maju „Parkietowi" Dietl.
Obecny i jednocześnie przyszły szef GPW ma na rynku zarówno swoich zwolenników, jak i przeciwników. Faktem jest natomiast to, że karuzela kadrowa, przynajmniej jeśli chodzi o stanowisko prezesa giełdy, na dobre się zatrzymała. Dietl prezesem jest bowiem od 2017 r. (szef giełdy jest wybierany na cztery lata, ale Dietl wcześniej kończył jeszcze kadencję poprzednika). We wcześniejszych latach byliśmy natomiast świadkami permanentnych zmian, które utrudniały planowanie i realizację długofalowych projektów.